Ludzie czyści....



Ludzie, którzy mnie otaczają…
Nie ci zwykli…
nie, znajomi…
chodzi o tych „specyficznych”…
tych, u których to dostrzegam…
Jakieś piękno..
czystość, dobro…
Słowa moje nie opiszą…
Polski język zbyt ubogi…
Są wewnętrznie czyści…
Biali…
I pomimo mojej wiedzy…
Ich upadków i blizn różnych…
są bez skazy tam wewnętrznie…
Może dar to jakiś z góry…
może łaska przeogromna…

Nie uważam ich za idealnych…
nie to w głowie się kołysze…
mają wady…
każdy wady swe posiada…
ale oni czystą dusze mają w sobie…
I ci ludzie bez wyjątku
zawsze nagle w moich oczach,
moich myślach, przeżywaniu
przeskakują me granice…
moją niechęć do człowieka…
myślę o nich…
troska moja ich oplata…
nie wiem kiedy taki moment następuje…
ale widzę, że są cenni…
Ci to ludzie są bez imion…
mają twarze i łagodne piękne oczy…
są wrażliwi…
są łagodni…
są przedziwni ale niosą w sobie dobro…

Jak każdego już poranka
cicho w myślach i dostrzegam…
myślę oni z troską i uśmiechem…
chyba nawet ich tu lubię…
chociaż nie znam ich za dobrze…
Budą we mnie tą nadzieję
w ludzkie życie i współczucie….









Kolejne egzekucje...




Kolejna egzekucja…
Cel stoi już pod murem…
to nie pierwszy raz,
kiedy stoję na wprost niego…
Ale pierwszy jeśli chodzi o tą osobę…
W zasadzie nie wiem nawet kiedy
dostał się do tej puli ludzi,
których trzeba w tym miejscu zabijać…
Nie wiem kiedy stał się tak bliski…
A co więcej, nawet nie wiem czemu tu trafił…
czemu waży się jego losy w moim życiu…
Dalej się waham…
Bo nic mi nawet nie zrobił…
Wszystko co się stało w ostatnim czasie
to była moja wina…
To ja dałam ciała…
A mimo to, mój umysł pragnie przetrwać i go wyeliminować…
Nic nie zrobił…

Bron gotowa…
dziura wykopana…
Jeszcze tylko decyzja…
wiem, że zapadnie…
Ale nie wiem kiedy…
Wydaje mi się,
że w przeciągu najbliższego miesiąca….

Za każda egzekucją ciągną się pewne konsekwencje…
znam je…
nie lubię ich…
bo za nim, poleci wielu…
stracę bardzo wiele…
Stracę to z własnego wyboru,
aby po raz kolejny przetrwać………



Wykłady...




Ławki, krzesła i projektor…
Coś ktoś mówi, inny szepcze…
Gwara, wrzawa na wykładzie…
Ja nie słucham,
coś udaje, że notuje…
Piszę teksty,
tak żałosne i bez celu…
Myślę również…
Galopuje w swojej głowię…
Coś odkrywam…
Coś układam w spójną całość…
Czasem słucham…
Lecz to rzadkość…
Czasem z Bogiem moim gadam…
I tak siedzę na zajęciach
zanurzona w swoich własnych przemyśleniach…

Te procenty…



Chaos podły umysł w kleszczach
swoich ścisnął…
Fakty nagie i paskudne
rozrywają spokój duszy….
Walczyć pragnę o tę prawdę…
Jednak twardą i nie złomną mi się zdaje…
To nie prawda!

Krzyczeć pragnę!

Ktoś mi mówi, że choroba to jest duszy…
Inny każe iść na odwyk…
Jeszcze inny słabość podłą mi zarzuca..

Jestem chora?
Może słaba?
Albo głupia, bo wciąż wpadam w ten tu obłęd…

Wciąż pragnienie nieustanne,
głód tej cieczy odczuwalny…
Jeśli wyrok podpisałam,
kiedy moment ten nastąpił?
Kiedy szala bólu przeważyła?
Czy faktycznie to jest problem?
Czy to w ogóle jest prawdziwe?
Kiedy fakty mnie przeważą…?

Czas się zbliża…
Weekend blisko…
Zapach wojny już w powietrzu się unosi...
Nie chcę cieczy!
lecz jej pragnę…
Nie chcę trudu!
lecz bezwiednie się poddaje…
Czuje niemoc,
lecz wciąż pragnę….

Ciecz po gardle gorzko spływa…
Myśli wolno, lecz bez walki
w cichej burzy się poddają…
Ciało lekko ustępuje
fali ciepłej bezwładności…
Wstyd już odszedł
zostawiając próżnię duszy…
Znów przegrałam z własnym pulsem….

Przemoc...



Siła…
Rany…
Ból i niemoc…
coś się dławi…
Coś się dusi…
Czasem słowa
już do ziemi dociskają…

Wiem, widziałam
to zbyt często…

Łzy po czasie już nie płyną
człowiek umie się dostroić…
Przetrwa wszędzie
choćby zniszczyć miał, co ludzkie…
choćby zniszczyć miał wszechświaty własnej duszy…

Wiem, widziałam
znam to dobrze…

 Z czasem każdy coś już wchłania…
Czyny, słowa czy styl bycia…
Wchłonie wszystko…
aby przetrwać…

Wiem …
Widziałam…
Znam i czułam to zbyt często…

Każdy w końcu to wyczuje…
Albo znajdzie w sobie cienie…
Może nawet chce to zmienić…
Lecz jak przeżyć bez agresji?

Dla....



Często widzę tych tu ludzi…
Gadam z nimi o podróży…
Nie o swojej…
O ich własnej krętej drodze…

Każdy człowiek pełen bólu
odnajduję swoje ujście…

Ja mam bloga…
Skoroszyty….

Jedni nuty inni słowa…

Co nas łączy?
co nas różni…

Walcz o siebie…
nie zgiń w mroku swoich myśli!
Widzę piękno twe wewnętrzne…
Widzę trudy, twe porażki…
Walcz o Siebie!!!

Sens jest blisko
tuz przed Tobą!!

Chcesz to uwierz…
Nie chcesz, nie wierz…

Znajdź wewnętrzny błogi spokój…

To nie prawda, że bez bólu nic nie stworzysz…
Możesz więcej!
Możesz wysoko!

Walcz o siebie….
Wierze w Ciebie…
w Twoje dobro,
szczęście lekkie…

Patrzę znowu w twoje oczy…
Słucham tekstów,
brzemienia dźwięków…
Obserwuje jak tu tańczysz…
Widzę Ciebie i wciąż wierze,
że nie przegrasz z własnym cieniem….

25. W drodze… / Koniec podróży…



Obudziłam się dziś w łóżku…
w mym pokoju, tu realnie…
Wykończona jestem drogą…
Mam odkrycia bardzo cenne…
Parę rzeczy zrozumiałam…

Więc wróciłam już tej drogi…
Wiem że parę rzeczy gdzieś zostało…
Lecz do tego jeszcze wrócę…
Dziś nie mogę dalej kroczyć…
Gdybym dalej szła w zaparte,
nic bym tutaj nie odkryła…
Nie udźwignę już nic więcej…

I tak wielką łaskę otrzymałam…
Więc dziękuję…
Teraz w tej tu codzienności
przyjdzie uczyć się reakcji…
Jestem smutna,
Lub przejęta…
może wściekła
albo coś mi tu doskwiera…

W sumie z czasem się nauczę…

Z tej podróży jeszcze wspomnę
wyciągnęłam nowe rzeczy…

Znów na nowo
Was odkryłam…
Ciebie Miriam, ma Królowo…
Ciebie Jezu, mój najlepszy Przyjacielu…
Ciebie Boże Ojcze, Królu Niebios…
Ciebie Duchu Święty, Czysty Gołąb….
Wciąż wspieracie mnie w tej drodze…
Wciąż dajecie sprzęt do walki…
I ta skrzynka niepozorna…
Jest tam więcej niż królestwa…
Lecz to będzie tajemnicą…

24. W drodze… / Między światami…



Coś się stało…
Nie wiem w sumie
gdzie ja jestem…
To nie ziemia…
To nie miejsce..
To jest przestrzeń mego wnętrza…

Ciemność, pustka
ja gdzieś w środku…
Z jednej strony
Ich dostrzegam…
Tuż po drugiej
ciemna postać…
Obie strony coś mi dają…
jedna władzę, siłę, pieniądz…
Druga skrzynkę…
I nic więcej…
Co jest w skrytce?
Tego nie wiem…
Znam dwie strony bardzo dobrze…

W skrócie przeszłam w swojej głowie
od pierwszego i do tego tu momentu…
Teraz widzę już wyraźniej…
Mą Królową, Przyjaciela…
Król z uśmiechem trzymam w rękach
tak przepiękną gołębicę…
Patrzą czule i z dobrocią…

Lecz ta druga ciemna postać
krzyczy wściekle z nienawiści…

Ta decyzja jest tak jasna…
Już wyrosłam tu z wahania…
Wiem co szukam…
Szukam prawdy.
A nie prostej, ładnej drogi…

23. W drodze… / Odwierty…



Już wróciłam do tych maszyn…
Dziury wielkie i głębokie…
Sprzęty górskie do wspinaczki,
światło, lampy i pochodnie…
lodowate korytarze…
Coraz niżej w głąb w to morze…
Coraz bardziej się obawiam,
że przebiję się do wody….
Cieńska warstwa już pode mną…
ryzykowne to szukanie…
Ciemność tutaj niesłychana…
Dno już widzę pod stopami…
Lud jak kartka, lęk jest w głowie…
Znam za dobrze jak utonąć…
Po dość długich kilometrach
odnajduję tu jaskinię…
Są tam ludzie zamarznięci…
Znam te twarze…
Jak by klonów było tysiąc,
z moją twarzą pełną uczuć…
Każdy z klonów, wyraz twarzy swój posiada…

Co to znaczy!?
Jak zrozumieć?

Lecz ktoś jednak zna odpowiedź…
Serce cicho lustro stare pokazuje…

Już rozumiem…

Gdy patrzyłam się w to lustro
zamrażałam, zabijałam swe emocje…

Każdy walczy z trudnościami…
Jedni uczą się przezywać
by móc dalej świat przemierzać…

Ja umiałam tylko niszczyć i zabijać…
Uciekałam od mych wspomnień…
Taki sposób odnalazłam…
Stąd te twierdzy, tajemnice…

Gdy to wszystko już pojęłam,
lud popękał i mnie wciągną
w wodną przepaść…

22. W drodze… / Zamek…



Siedzę tutaj
myśli moje, tak ulotne
poleciały do Królowej…
Serce czule mnie ogrzewa…
Król dał wolę,
którą ciągle sprzeniewierzam…

Nie wiem nawet
na jak długo odpłynęłam…

Coś łagodnie w ramię szturcha…
jak ze snu łagodnego
patrzę „Co To” mnie zaczepia…

Biały Gołąb…
Śnieg jest przy nim jakiś szary…
On jest biały…
Coś mi wręcza
i nad zamkiem już szybuje…

Kartka mała…
Znak Królewski…
I te słowa ukojenia…
Wiem jak dostać się do zamku…
Niech tak będzie….
Ufam Tobie…

Delikatnie i nie pewnie
dłoń na bramie położyłam…
Lód rozpuszcza się, rozpływa…

Wchodzę…

Ból mi myśli już rozrywa…
Wykrzywione dziwne twarze,,,
Gdzieś pogarda, złość i przemoc…
Nie wytrzymam !
Pomórz…
Proszę…
….
Leżę…

Zamek znikną…
Wsiąkł w organizm…
Krwawi serce…
Krwawi umysł…
Dusza nawet jak by bólem jest przeszyta…
Więc pamiętam…
Co mnie zmusza…
Co mnie zmienia i przemienia…
Nienawidzę!
Wstydzę!
Płaczę…
Tylko szkoda…
że wewnętrznie…

znów straciłam tu rachubę…
Ale chyba już pamiętam…

Co z tym zrobić?!

Jeśli zamek ten lodowy
ukrył tyle brudu w sobie…
Nie chcę nigdy już rozwalać
murów starych, na polanie…
Strażnik dobrze jej pilnuje…

Lecz są słowa z tamtej kartki…
przemieniają moje myśli…

Matko wspomóż swoje dziecię…
Księżno dobra, litościwa
ratuj sługę swego na obczyźnie….

Łańcuch świeci i migocze…
Idę dalej walczyć w drodze…

21. W drodze … / Antarktyda…




To miejsce…
Tak dobrze mi znane…
Tak obce i chłodne zarazem…

Zaczynamy więc odwierty…
niech maszyna tu pracuję,
idę przejść się po pustkowiu…
Chodzę…
Błądzę…

Piękna, chłodna tu dolina…
Coś dostrzegam z tej wyżyny…
Nowy zamek?!
Lodem cały obrośnięty…
Więc podeszłam..
Brama wielka, przeogromna…
Cicho skradam się do wejścia…

Więc zamknięte…
Szukam, krążę
może dziurę jakąś znajdę…
Nie ma straży…
Nie ma wejścia…

Po co zamki zbudowałam?
Jak je zdobyć?!
Jak pokonać śnieżną skałę…

Siadam w smutku…
Niemoc czuje…

Będę czekać na roztopy!

Głupie myśli…
Coś mnie boli……

20. W drodze…. / Dom...




Trudno wraca się z podróży…
Ciężko znowu w życie wskoczyć…
Chociaż wnioski wyciągnęłam,
coś mnie dalej tutaj trzyma…
Krajobrazy się zmieniają…
już nie idę, stoję w miejscu…
Czuję jakby ktoś mnie gdzieś przenosił…
Więc oddaje się naturze…
Serce ciepło mnie oplata…

Wiem gdzie jestem…
Czemu to akurat miejsce….
Skute lodem, mrozem i powietrzem ciężkim wszędzie….
Antarktyda….
Szukam czegoś…
lecz to miejsce jakby obce…
meble znane…
fotografie…
niby domem jest to miejsce…
Lecz ja czuje się tak obco…
Jest mi zimno… chce odpocząć…
………
I znalazłam się na plaży….
tamtej samej…
gdzie alkohol oceany wnętrza tworzy….

Pragnę wrócić już do domu…
Gdzie Królowa wciąż posyła mnie w nieznane…
Gdzie Król wielki i potężny z łagodnością,
Swą ogromną daje oręż na wojaże…
Gdzie Przyjaciel jest tuż obok
tak fizycznie, tak realnie….

Lecz ma droga nieskończona…
Coś zostało na bezkresnym
tym pustkowiu…
Lód i zimno coś ukrywa….
Czas tam zrobić dziurę w ziemi,
może tam coś jest ukryte…
może oręż do zniszczenia murów twierdzy…
może lek na ból i niemoc….
Może coś co mi się nawet nie przyśniło
A jest ważne dla wędrowca,
który kroczy po zwycięstwo….

19. W drodze… / Huśtawka




Lecę w przepaść…
To uczucie nieważkości…
Ptakiem chciałabym być w świecie…
One wolne są w przestworzach….
Uderzyłam już w tę ziemię…
Ból to norma…
Już przywykłam…

Wstaje i dostrzegam miejsce…
Czerwień, błękit, żółć gdzieniegdzie…
Moja wolność…
Moja rozpacz…
Me cierpienie…
ukojenie…
Takie ludzkie i przyziemne…
Więc odpocznę…
Wrócę przecież…….

18. W drodze… / Osłabienie….




Wracam drogą,
pola, lasy, mosty stare…
Góry widzę już w oddali…
Ciężka droga… Sił już nie mam…
Ale wrócić muszę w końcu…
Ileż można w ciąż na sobie wzrok utrzymać…?
Dość już!
Basta!
To egoizm, narcyzm szpetny, odwrócony…

Szczyt zdobywam…
chmury w dole…
Tu przystanę…
Skoczyć pragnę…

17. W drodze… / Powrót…



Strażnik znika…
Leże sobie, tu na trawie…
Myślę, czuje, nie oddycham…
Serce bije…
Uspokaja moje ciało…
Słońce, lekko od łańcucha się odbija,
razi ciepło i przyjemnie…
Dalej pragnę tutaj prawdy…
Już organizm się ogarną…
Myśli moje do Królowej mej kieruje…

Nie wiem w sumie
czemu dalej mam to drążyć….
Więc już koniec mej podróży…
Pozostawiam tutaj twierdzę…

Wrócę jeszcze, lecz z kimś obok…
Z kimś kto powie co z tym zrobić…
Jak zrozumieć, poukładać…
Kto pokarze czym jest prawda…

Wracam z drogi do dnia swego…
Mam już sporo godni w plecy,
które mknęły przez tygodnie…

16. W drodze… / Tak niewiele…




Już myślałam,
że ta droga się skończyła…
Więc dlaczego tu utknęłam…?
Siedzę wściekle pod tym murem
Strażnik siedzi na wprost twarzy…
Cały obszar…
Tak bynajmniej mi się zdaje…
Przeszłam dotąd tak uparcie…
Już odkryłam, co, gdzie, kiedy…
Już rozumiem skąd wybory…
Ale dalej nie pojmuję
co jest wewnątrz tej ogromnej, starej twierdzy….
Czemu strażnik choćby
rąbka tajemnicy nie chce odkryć…
Strażnik złości się już na mnie…
Wstaje wściekle i już wchodzi do zamczyska…
Znika w zbroi…
Bronią cały obwieszony…
Długa cisza…
Później krzyki…
Trzask i hałas…
Drzwi otwarły się z łoskotem…
Jeszcze szybciej się zamknęły…
Coś ma w ręku…
Cały brudny, poszarpany…
Broń zniknęła, zbroja w strzępach…
Stanął w złości na wprost twarzy…
Widzę teraz tak wyraźnie…
Jesteś częścią mej osoby…
Chełm zniszczony, twarzy już widzę…
Sama ciebie gdzieś stworzyłam…

Kładzie z trudem coś na trawie
i odchodzi gdzieś w niepamięć…
Myśli moje pochłonięte aż do granic
tym przedmiotem, który leży na tej trawie….

Coś się łamie…
Coś się dzieje…
Słyszę tylko gdzieś w oddali

„To początek twojej drogi,
chcesz znać całość?
Nie udźwigniesz!
Już początek mur powiększa….”
Wzrok podnoszę
na mór wielki, który z drżeniem dookoła,
stał się większy o trzy metry…
Patrzę znowu na ów przedmiot…
To kieliszek, zwykły, prosty…
w środku leżą te zapałki…
Aż mnie mrozi od tych wspomnień………..

15. W drodze… / Refleksje…



Jeśli dalej zawędruje
dojdę szybko do dzisiejszej tutaj daty…
Matka dalej mnie wysyła…
W różne strony do posługi czy pomocy…
Nowi ludzie się zjawiają…
Trochę troski nakładają…
Lecz ni po to drogę rozpoczęłam..
Twierdza stoi i nie pęka…
Lecz refleksja mi się rodzi…
Od początku cel jedyny miałam w drodze…
Znaleźć siebie i wspomnienia zakopane w moim wnętrzu..
Siebie wszakże odnalazłam…
Bestia…
Dziecko…
Strażnik zamku…
Podejrzewam, że to fikcja…
Kłamstwo kogoś, kogo w drodze pominęłam…
Tego, który moje serce w dłoni zmiażdżył…
Stąd ten przeszczep…
To kalectwo…
Co do wspomnień…
W twierdzy skryte lub zamknięte…
Skoro Panów mam potężnych może kiedyś
gdy uznają to za słuszne,
zmiażdżą zamek i strażnika…
Dadzą wnętrze w swoim czasie…

Co do serca…
Zawsze raczej kłamstwo czyjeś
wciąż wzmacniałam…
Tu w tej piersi serce bije…
Lecz nie moje…
Przyjaciela…
Ono krew mi czyści
z bólu, złości i kalectwa…
Wiem że serce jako narząd
nie posiada takich funkcji…
Ale w sercu Przyjaciela więcej opcji się zawiera…
Chyba w sumie nie przesadzę
że to serce umie kochać
choć ja w ogóle tego nie rozumiem…

Jeszcze tylko oczy wzniosę….
By odnaleźć Oczy Boże…
Czasem smutne i deszczowe…
czasem groźne i burzowe…
czasem piękne, zachwycone…
I poważne księżycowe…

14. W drodze / Oddanie…




Gdzieś w oddali niedosiężnej…
Gdzieś daleko hen przed siebie…
Gołąb z listem z nieba zleciał…
To wiadomość od Królowej…
Biegnę zatem w Jej przepiękne górskie strony…
Chyba tydzień
trwały tutaj pertraktacje…
Księżna dobra mi decyzje zostawiła…
Ta odpowiedź noc mi całą rozwaliła…
Lecz odpowiedź dla mnie w sumie
od początku była trudna, oczywista…
Na audiencje się wybrałam…
W drodze do Niej już decyzje gotowałam…

„Nie…”

Chciałam odejść z tej posługi…
Chyba droga mnie przerosła…

Matka wzięła mnie na spacer…
Gdy tak szłyśmy, gadałyśmy
wszystkie plany się zmieniły…
Gdy już doszło do decyzji
coś puściło, pękło w sercu…
Nie umiałam Jej zostawić…
Zapragnęłam walczyć wściekle
W Ich imieniu…
Za każdego tego człeka,
co się zowie Ich żołnierzem…
Sługą…
Bratem…
Namiestnikiem…
Więc  wspierałam Księżne w drodze…
Obiecałam, że pomogę
odbudować Jej królestwo…
Obiecałam, Ślubowałam…
Totus Tus…
I mój wyrok podpisałam…

Od tamtejszej tej decyzji…
Czuję pokój…
Dusza jakby w zbroi cała się oblekła…
Mimo gęstych uczuć czy emocji
tam wewnętrznie mieszka spokój
zaznaczony Jej koroną…

13. W drodze … / Oaza spokój…



Jeśli o czymś zapomniałam
to o strachu w tej podróży,
po horyzont wprost w nieznane…
Matka Księżną jest od dawna…
A czy władca taki czysty i roztropny
może nie chcieć wspomóc sługi,
który kroczy w Jego imię?
Sam ten Władca sługę wysłał…

Dziś po drodze
chatę starą odnalazłam…
Okazała się ostoją…
Nie wspomniałam o człowieku,
który często drogę w skrócie opisywał…
Mówi mądrze…
Czasem myślę, że mieliśmy lub też mamy
wciąż jednego i wspólnego Przyjaciela…
Jest rozważny i uczony…
Tu odpocznę, by móc dalej pójść przed siebie…
Sama Księżna mi go dała…
Zapoznała, kształtowała…
Dała miejsce odpoczynku, zrozumienia
bym w tę drogę szła
bez chwili lęku czy zwątpienia…

12. W drodze… / Pustynia…




Mam przyjaciół, ludzi wokół…
Brak mi tego Jedynego…
Więc znów w drogę wyruszyłam…
Gdzieś odcięłam się od daru…
Jestem sama na pustyni…
Kroczę w smutku, bez nadziei…
Myśli moje wciąż wracają
do warowni, murów starych…
Wiem logicznie, przez akt woli,
że tuż obok przy mnie kroczysz…
Twoja Matka mnie kształtuje,
zostawiła  mi pytanie,
które wierci dziurę w głowie…
Na źródełko natrafiłam…
Poparzenia, odwodnienie…
Tego w planach nie zawarłam…
Matka czule mnie dogląda…
Co tu robi?
Nie zapytam…
Nie mam siły nawet myśleć…
Więc oddałam Jej me życie…
Idę dalej…
jestem zdrowa…
Łańcuch świeci na nadgarstku…
Ma niewola i oddanie…
Dobra droga i decyzja…
Choć jest trudna i konieczna..

10. W drodze… / Nowi ludzie…




Tłumy ludzi…
Radość, Szczęście mnie zalewa…
Mgła jest wszędzie więc nie widzę dobrze twarzy…
Ta dziewczyna…
Skądś mi znana…
Skądś tak bliska…
Później doszła jeszcze dwójka…
Te miesiące były różne…
Czasem smutne i gdzieś trudne…
Lecz też były te radości…
Śmiech, głupawka to pamiętać chcę do śmierci…

Czasem zjawy przychodziły…
Wciąż straszyły, wspominały…
Zycie z miasta i z lat wielu
przed przeszczepem mego serca…

Serce daje czuje Twoje…
 Lecz już twarzy nie pamiętam…
Głos gdzieś wyblakł znikną w głowie…
Tęsknie czasem…
Często w sumie…
Mam Ci tyle……
Lecz Cię nie ma tu fizycznie…..

8. W drodze / Odkrycia…




Biec zaczynam…
Statek oczom się ukazał…
Płynę teraz przez to morze…
Fale, powiew morskiej bryzy…
Czuje szczęście, cień nadziei…
Wyspy mijam okręt tonie…
Gdzieś utknęłam…
Szarpie, rzucam się w panice…
Oddech łamie…
Woda w płucach…
Strach, panika mnie wypełnia…
Tonę Boże…
Ratuj brudne swe naczynie…

Spokój…
Cisza…
Serce staje..
Woda w płucach się kołysze…
Nie ma lęku…
nie ma bólu…
Czuje Kogoś tuż przy boku…

Wstaje z bólem…
Znów przeżyłam…
Człowiek siedzi przy ognisku…
Znam Cię przecież…
Przez tę drogę,
porzuciłam cię mój Przyjacielu…
Ta świadomość…
Byłeś blisko,
jak byś częścią ciała był od wieków…
Wybacz proszę…
Choć my razem Przyjacielu…
Prowadź proszę
W tej wewnętrznej mojej drodze…

7. W drodze … /Miasto…



Nie mam planu na inwazję…
Nie wiem jak tę twierdzę zniszczyć…
Może znajdę coś innego…
Wrócę jeszcze pod te mury…

Jakieś miasto jest po drodze…
Miasto domów i wieżowców
Sięgających aż po gwiazdy…
Droga…
asfalt i chodniki…
ciemne miejsca, te zaułki…
parki, stawy i gdzieś ławki…
Zapach siarki, dymu wszędzie…

Cmentarz wielki…
znam to miejsce…
Ile akcji tu zrobiłam…
trudno zliczyć…
już nie ważne…
Jest więc dobrze …
Znam te strony…
Czuję spokój utęskniony…

Most i tory tuż pode mną…
Gdzieś tęsknota się kołysze…
Jestem obca temu miastu
choć poznałam je od podstaw…

6. W drodze… / Twierdza uczuć…



Boże Ojcze…
Ratuj serce…
Ta świadomość
mnie przepełnia…
Pragnę wrócić do przeszłości…
Już pojmuję czym jest pustka…
Miriam, Matko!
Mór stworzyłam…
10 lat sumiennie bronie
tej tu wielkiej swojej twierdzy…
Cień go chroni…
Nie chce wpuścić…
Coś tłumaczy,
by tych wspomnień nie wypuszczać,
że uczucia tam zamknięte
zniszczą zmiażdżą moje serce…
Stwórco, Boże
ześlij wojsko…
Sam do tego mnie skłoniłeś…
Od miesięcy mnie piłujesz…
Chciałeś abym tu przybyła…
Daj mi siłę, bym tę twierdzę rozwaliła…

5. W drodze... / Coś pamiętam...



Te wspomnienia…
Tak nie ostre…
Sens ogólny już pojmuje…

Fala bólu, osłabienie…
Wojna trzewia me wyżera…
Sen w niepamięć już odleciał…
Głód uczucia…
Lecz już chyba nie pamiętam,
albo nie znam takich odczuć…
Ta świadomość mnie pożera…
Po co czuć tu choć by pustkę…
Czy przedmioty czują pustkę?
Coraz bardziej sens pojmuję,
mą decyzje względem uczuć…

4. W drodze... / Powiew wojny...


Ptaków ćwierkot…
Szum zielonych miękkich liści…
Jak przeżyłam…?
Kto mnie przeniósł…?
Gdzie jaskinia…?

Jestem sama w tej dolinie…
Szukam drogi, chcę ją znaleźć…
Pragnę przeżyć to do końca…
Chcę to skończyć
by nie drążyć to od nowa…

Już nie pragnę ukojenia…
Chcę tu wojny!
Pragnę odkryć sens tych znaczeń!
Chcę pamiętać skąd ten chaos…

Idę szukać dalej wspomnień
by odzyskać swe emocje… 

3. W drodze.../ Strzępy wspomnień...


Goła gleba…

Ta piwnica…
łóżko w koncie i na strychu…
Krzesło, ściana i samochód…
Pasek leży gdzieś na stole…

Tak wygląda to podziemie…
Może tutaj znajdę siebie…

Czuje w sobie jak coś pęka…
leżę cicho na podłodze…
Ktoś podchodzi siada przy mnie…
papierosem mnie częstuje…
Już siedzimy na wprost siebie…
Potwór kontra swe odbicie…
Na coś czeka…
Więc zaczynam…
Szukam siebie…
Postać kształty z bólem zmienia…
I po chwili postać dziecka…

Masa wspomnień mnie zalewa…
Tlen odcinam …
już umieram….

2. W drodze...



Ten wierzchołek…
Chmury gdzieś pode mną…
Krew się we mnie już gotuje…
Czego szukam?
Chyba znowu się zgubiłam…
Trudno, zatem dalej idę…
Nie wiem w sumie ile przeszłam…
Nie dostrzegam już tych wyżyn…
Wpadam w dziurę…
…..
Ciemność wszędzie…
Lecz ten zapach nie jest obcy…
Wzrok powoli już dostrzega…
Czuję wściekłość, strach i niemoc…
Pragnę uciec znam to miejsce…
Lecz nie po to tyle przeszłam,
szukam siebie, więc głupotą będzie wielką,
jeśli wrócę na powierzchnie…

1. W drodze...




Prosta droga…
Znam ją dobrze…
Wąska ścieżka …
To nie pierwsza moja podróż…

Kręte myśli…
Coś umiera…
Idę dalej…
Lecz gdzieś czuje,
że bez celu jest ta droga…
Plaża krwawa…
Piach z kryształu…
Może z wódki…
Niebo z pustki jak utkane…
Coś uwiera…
Coś już widzę z tej oddali…
Pycha moja mnie zaślepia…

Gołe stopy na krysztale
plamy krwawe się już ciągną…
Wszystkie maski już opadły…
Pozostała ta szkarada…
Piję wodę, tę ognistą…
Morska woda mnie zabija…
Ten ocean mnie zalewa…
Patrzę w górę…
pustkę czuje…
Idę dalej…
Krok pewniejszy…
widzę lasy…
Ciemne miejsce…
Cisza wielka, niezachwiana…
jako bestia tu pasuję…
Idealne miejsce,
dla takiego jak ja zwierza…
Cicho…
Ciemno…
Krew zamarza…
Coś tu musi mnie oddalać
od kolejnych moich szlaków…
Patrzę głębiej,
szukam wściekle…
Las podpalam…
Ogień strawił chaos lichy…
Góry wielkie…
Idę dalej by odnaleźć swoją prawdę…….

1. Psalm / w drodze...



Tyś  jest Panem...
Mym mocarzem...
Dziś nie żegnam się już z Tobą. ..
Lecz odchodzę,
lecz od siebie...
Moje serce wiecznie
Twoim pozostanie...
Tak jak dusza
tak niezmiennie Twoim
darem i nadzieją...
Pragnę wrócić
do przeszlosci...
Do tej pustki uczuciowej...
Do tej śmierci w głębi serca...
Lecz mój Boże
coś mi nie gra...
Jakby coś mi umykało...
Boże Ojcze...
ja umieram...
Od miesięcy Ciebie błagam,
nie odczytuj moich stwierdzeń
jako wyrzut czy obrazę...
Tyś jest Bogiem!
Jeśli myśli me tak próżne ...
Jeśli czyny niewłaściwe...
Zmiarzdz  mnie Panie...
Nic co Ciebie może zranić
nie planuję, nie chcę krwawić...
Tyś jest Panem...
Tyś nadzieją...
Więc odchodzę,
w cichą ciemność...
Pragnę lepszym być narzędziem...
Wrócę prędko ...
Tylko siebie muszę znaleźć...
Bo zgubiłam się gdzieś znowu...
Pomóż Boże, daj mi proszę ukojenie...
Tyś jest Bogiem, mą nadzieją...
Tyś wytchnieniem, ukojeniem...
Tyś mą siłą, mym obrońcą...
Wielbię Ciebie i wychwalam...
Kark uginam przed Twym wielkim Majestatem ...
...
Na mnie pora...
Czas odchodzić...
Serce Tobie pozostawiam...
Żegnaj Panie...
Wrócę prędko, gdy odnajdę
własną jedność...



2. Shadow....



Agape…
Coś większego,
niż ta zgroza…
Tęsknie Boże…

nie …
nigdy wsparcia nie poproszę…
jestem silna…
pełna mocy…
I pomimo tego gniewu…
I tej siły tej nad ludzkiej…
Stoję tutaj…
przy kościele…
prosząc Ciebie…
o to ludzkie miłosierdzie…
Wiem ta droga ….
Jak potworna…
Jak szkaradna…
Wiem że trudna
i że sama niepodołam….

Wiesz sam Stwórco ile unieść jestem  wstanie…
brak mi siły…
Oto właśnie sytuacja
skrajną się już stała…
Coś tu we mnie znów umarło…
Jestem Cieniem…
tak wybrałam…
Ile można bólu przeżyć?!
Ile krzyku w sobie ukryć…
lecz nie krzyknę…
i nie ugnę swego karku…
będę walczyć…
choć by sama…
Zresztą sama takie trasy
musze w sobie pokonywać…
nikt mi nigdy …
Choć przez chwilę…
kroku w drodze nie dotrzymał…
może nie chciał…
może w nosie miał to wszystko…

Wiec zostaje mi samotność…

Jestem sama,
w tej przestrzeni…
w tym tu świecie…
Nie potrzeba mi litości!

Nie poproszę o niczyją tutaj pomoc!
Nikt mi nigdy nie pomagał…
Świat wysrane ma na człeka..
Wiec nie proszę…
wiec nie błagam…
Jak przed laty
sama walczyć będę z bólem…
Kiedy resztki mego człowieczeństwa umrą…
Zobaczycie czym jest pełnia tego bólu….. 



Shadow....



Miłość…
zbędne słowo…
tak ubogie i niemrawe…
słabość, nędza…
Jakże wielu ludzi wokół
posługuje się tym słowem…
Nienawidzę tego słowa…
gardzę i przeklinam wyraz…
Boża miłość…
jest czymś innym…
to my ludzie ten to wyraz
w tą szkaradę zmieniliśmy…
Lecz nienawiść…
Tak potężną…
nie pamiętam już okresu
w którym słowo było obce…
Może dzieckiem…
nie, nie sądzę…
może, kiedy płodem byłam…
też nie sądzę…
wiec nienawiść częścią serca…
Jest potężna i niezwykła…
Lecz jest miłość…
Ta Agape….
….
W głowię mętlik…
coś wygrywa…
jak daleko się posunie by mnie zniszczyć
i na nowo w bestię zmienić…
wszystko w sumie się układa
bym znów była dzieckiem diabła….

Zemasta...




Słodka…
Wieczna…
I cierpliwa…
Niezachwiana a troskliwa…
Kiedy przyjdzie taki moment…
Gdy już będziesz czuł się dobrze…
Tak bezpiecznie, niezachwianie…
Gdy już spokój cię ogarnie…
Gdy zapomnisz i spokojnie w nocy zaśniesz…
Wtedy właśnie ja się zjawię…
Będę czekać, choć by wieczność…
cierpliwości mi tu nie brak…
Będę blisko …
obserwuje cię od wieków…
Czekam tylko na ten moment
gdy pomyślisz, że już wszystko załatwione…
Gdy poczujesz się szczęśliwy…
Wtedy właśnie cię dopadnę…
już scenariusz wymyślony…
wszystko jakby ułożone…
każdy aspekt, plan stworzony…
Dorwę, zniszczę, staranuje…
będziesz długo się szamotać…
Będziesz cierpieć…
Będziesz błagać…
Wszystko wtedy Ci zabiorę…
Lecz nie życie…
To jest łaska, miłosierdzie…
A ja pragnę twojej zguby…
nie miłości czy pokoju…
Chcę cię widzieć na kolanach…
Pragnę patrzeć jak z cierpieniem
wszystko w życiu sens zatraca…
Będę patrzeć jak najczystszy ból cię zżera…
Będziesz pusty i samotny…
Co z tym zrobisz?
Nie mój problem……









4. Przemyślenia na dziś. Mądrość & Głupota....




Mądrość…
Czym jest słowo tak dostojne…
Czym znaczenie?
Jak obszerne?
Jakie brzmienie, jaką barwę dziś obrało?
Co jej piękno obrazuje?
A głupota?
Bliższym słowem mi się zdaje…
Jakby większe i bajecznie częstsze w świecie…

Jak odróżnić te znaczenia?

Mądry człowiek
słucha, milczy dopytuje…
Każdy temat, zagadnienie
nigdy dosyć, wciąż ciekawy!
Ciągle wierci, drąży temat…
Tłumaczenie nie jest zbędne
lecz on dalej pyta wściekle…
Żaden temat niezamknięty,
wciąż jest głodny nowej wiedzy…
Gdy o zdanie go się spyta
jest milczący…
Wręcz zmieszany…
Zawstydzony i poważny…
Jaką tu odpowiedz wydać
gdy tak ciągle wiedzy mało…

Zaś ten drugi…
Głupi człowiek…
Dużo gada…
Chce na nowo coś powiedzieć…
Wie już wszystko…
O co pytać?
Każdy temat wyczerpany!
Gdy ktoś prawdę pragnie wskazać,
on się wścieka nie chce słuchać…
Prawdy nie ma!
Jest już tylko jego wiedza,
niedołężna i kaleka…
On z radością się wypowie…
Choć by skłamać miał o nerkach,
że tam krew jest przecież bielsza…
Zawsze powie, że to geniusz
ten to człowiek w srebrnym lustrze…
Ten to człowiek jest oszustwem,
zwykłym durniem, błaznem, klaunem…

I tak trwają obok siebie
skromna mądrość i krzykliwa ta głupota…
Jest tu również i intelekt..
Lecz prywatnie sądzę skrycie
że w tym świecie masa głupców romansuje z intelektem…
lecz niewielka tu jest liczba mądrych ludzi z intelektem…

WY...



To, co mam…
To, co posiadam i moim mi się zdaje…
To, czego nie mam i nigdy moim nie będzie…

Wy ludzie…
Tak różni…
Tak dziwni i odmienni…
Tak złożeni i poukładani…
I tym samym chaotyczni i tak zmienni…
Mam was garstkę…
Tak niewielką…
Każdy człowiek, który troskę mą otrzymał…
jest mi bratem… jest mi siostrą…
chociaż nie znam definicji…
Rzadko, kiedy trosze się o innych…
lecz jest grupa jakaś inna…
W tych to ludziach prawie w większej tutaj liczbie…
nie znam wcale, was z upadków…
wiem, że były…
wiem, że będą…
lecz dostrzegam w Was to piękno…
Jakąś czystość i nadzieję…

Patrzę w lustro…
do cholery, czemu dalej mi ufacie?!
Bo to raz was już zawiodłam?
Bo to jeden raz skrzywdziłam?
Czemu dalej trwacie obok?!
Powinniście mnie porzucić…
Wyjść z umysłu!
Dalej jednak o was myślę…
Coś mnie ciągnie do tych dłoni…
Do tych twarzy i uśmiechu…
Widzę również, że się wcale nie brzydzicie…
Nie przeraża was ta ciemność…
nie rozumiem…
Nie pojmuję tych relacji…
może gdym prawdę całą obnażyła…
może gdym w pełni sobą była,
poskładała trójcę w jedno…
może wtedy oczom waszym ukazałaby się szpetność…
Czasem pragnę was odstraszyć…
Choć bym sama miała cierpieć…
myślę wtedy, że dla dobra to zrobiłam…
Aby Was, już sobą nie zabrudzać…

Ach ta pycha, ten egoizm…
mam nadzieje jedną w sercu,
że gdzieś w porę zobaczycie
całą moją brudną szpetność…
I zdążycie uciec przed nią…



Modlitwa umysłu........




Raz…
Dwa…
Trzy… Cztery…
Pięć…
Sześć…


Tak codziennie…
Odliczanie nieustanne…
Kiedy skończą się te fakty
coś mnie wzywa hen w oddali…
Przypomina mi się łóżko…
To na strychu…
Spokój cisza i bezsenność…
To jest prawda nieuchronna…
Prawda o mnie i o dziecku…

Boże drogi!
Pomórz błagam…
wiesz jak ciężko jest na świecie…
Miriam Słodka…
Tyś jest moim ukojeniem…
tym wewnętrznym szeptem ciszy…
Boże Ojcze wesprzyj córkę…
Wspomóż człeka niedołęgę…
Duchu Święty!
Przyjdź z tym tchnieniem…
z orzeźwieniem i radością…
Wszyscy święci Patronowie….
Wszystkie chóry i Anioły…
wam powierzam nauczanie…
Podprowadźcie…
Ukształtujcie…
Rozjaśnijcie ciemność w duszy…
W sumie, w ciszy już was proszę…
nie mam siły…
Wiec już milczę i nie proszę…
nie mam prawa na stękanie…
Wiem dokładnie, które grzechy
winę moją przesądziły…
Więc nie proszę o tą litość…
tylko proszę oręże…
Bym zwycięsko ukończyła
walkę żmudną,
abym mogła gdzieś w przyszłości
stanąć z wami i przy tronie Najwyższego
zaśpiewała psalm dziękczynny…..

Świat zwariował....




Nie wiem w sumie od jak dawna…
To pragnienie jest ogromne…
Nie wiem nawet czy to prawda…
Lecz te myśli trwają ciągle…

Gdybym była dziś samotna…
bez tak wielu ludzi wokół…
Dawno bym to uczyniła…
Może kiedyś, może nigdy…

Lecz nie po to tekst ten piszę…
pragnę tylko coś pokazać…
nie uchronność…
tą bezsilność…
I to wszystko, czego nie da się już zmienić…


Ile ludzi krzywdzi innych?
Ilu ludzi niszczy siebie?
Jak potężna to jest liczba…
Ktoś na świecie teraz właśnie się zabija…
Ktoś na świecie teraz właśnie bierze w żyłę…
Ktoś na świecie dziecko niszczy…
I ktoś innych głowę komuś wolno ścina…
co z tym światem?
Pieprzyć rymy czy frazesy!
Wszystko wokół zwariowało?
Już nie wspomnę o sumieniu…
Chyba mitem lub legendą jest w tym świece…
Czym jest prawda?
Pyłem tutaj…
Ten, kto więcej fufu wyda
ten jest bogiem i zwycięzcą…
Świat zwariował…
Już od dawna nie zadaje pyń gdzie jest Bóg?
Pytam gdzie są ludzie, którzy założyli knebel na głos swoich sumeń…
...
Bóg jest wszędzie…
Lecz obiecał się nie wtrącać
zostawiając nam tą tęcze
pakt z człowiekiem tym podpisał…
Dał nam wolę i sumienie…
Dusze czystą i bez skazy…

Człowiek zniszczył całą prawdę….
Boga zmienił w żart komiczny…
Tęcze ukradł i znaczenie nowe nadał…
Wolną wolę i sumienie przeobraził
w to, co głupie i żałosne…
Dusze sprzedał czarnej szmacie
za ochłapy szczęścia i radości….
Nic już sobie nie zostawił….
Człowiek nie ma już nadziei…
Cóż nam jeszcze można zabrać?

Ja od lat …
Nie wiem ilu…
pragnę oddać tylko życie…
A że nie chcę być podobna
do tych ludzi, co ukradli i zmienili
wszystko, co od Boga pochodziło,
nie odbiorę sobie życia, bo nie mój jest ten przywilej…









....





Teraz właśnie to nastało…
Wiem, że Stwórca mi przebaczył…
wiem ze Miłość ma ogromną…
że spogląda i rozumie…
Zna mnie lepiej niż ja sama…
Lecz ten moment musiał nastać…
Stoje twarzą, w twarz ze sobą…
Pełna lęku i agresji…
to uczucie nienawiści…
Gdybym mogła,
sama sobie bym już wyrok ogłosiła…
Lecz pomimo całej pustki
staje tutaj i o litość chyba proszę…
Wiele bólu już zadałam…
Wiele krzywdy i cierpienie
wymierzyłam w ludzkie serca…
Lecz najbardziej On mi w duszy się kołysze…
Błagać pragnę …
Wybacz proszę…
….
Jestem grzechem…
I ukrywam naszą zbrodnie…
Temat tabu…
Nikt dosłownie nie usłyszał…
Żadne słowa wprost nie padły…
Jednak wszyscy przypuszczają moją winę…
Każdy dawno prawdę odkrył…
to przestępstwo…
tą szkaradę…..
….
Wybacz proszę…
Twoim grzechem i przestępstwem się gdzieś stałam…
Nigdy o to nie prosiłam!
Nigdy przecież nie pragnęłam
tego co się wokół wydarzyło….
Przepraszałam cię po stokroć….
Lecz ty dalej jesteś wściekły…
Wybacz proszę może wtedy
i ja sama będę wolna….
Lecz ty dalej jesteś wściekły…
Nienawidzisz mnie …
i gdzieś dalej pragniesz, tej jedynej tylko rzeczy….
Nie potrafię dać ci tego…
zresztą sam to sobie bierzesz…
Po co pragniesz mojej zgody…?
Jestem przecież już przedmiotem….
Wybacz proszę bo ja sama nie potrafię…
Odebrałam ci tą czystość…
Własnym brudem zaraziłam…
Wybacz proszę a odejdę…
Nigdy więcej nie chcę krzywdzić….
Wybacz bracie w jednej wierze…
Wybacz proszę….
Daj mi wolność………………



3. Przemyślenia na dziś...




Co ty w ogóle wiesz o bólu!





Wiele razy to słyszałam…

Co ja wiem…
O cierpieniu nie za wiele…
Zawsze raczej dobra szukam…

Lecz pamiętam czasy srogie…
gdzie ciemności mnie zakryły….

Ból, cierpienie…
Znam za dobrze…

Lecz dziś chyba już nie szukam
w swoim sercu tylko tego…

Jest w nim wiele…
Wiele skazy,
ogrom smutku i odrazy…

Lecz nie pragnę już nazywać
tej przestrzeni i ogromu,
czy to bólem czy cierpieniem…

Dla każdego trud jest inny…
Ja aż tyle nie przeżyłam
by móc mówić, że znów cierpię…

Wszystkie moje doświadczenia
są ciężarem i kalectwem…
lecz jest również tu nadzieja…
W oczach ludzkich
skierowanych w moje serce…


Patrzę w twoje smutne oczy…
Pełne bólu i cierpienia…
Nie oceniam Cię po czynach…
nie mam prawa, nie chcę tego…
Dziś spoglądam raczej z troską…
Chcesz pomocy? Coś wymyślę…
Pragniesz, aby Cię podtrzymać?
Spoko dawaj jakoś może Cię udźwignę…
Ale nie każ mi w tej chwili
patrzyć tylko i w glos milczeć…
Jestem człekiem czynu i odwagi…
Nie potrafię biernie patrzeć…
Ale zgody potrzebuję…
Twoje życie, twe wybory…

Dzisiaj wspieram Cię modlitwą…
Jeśli zechcesz, przyjdź,
to coś razem wymyślimy…….





Alkohol.....



Wzywasz mnie….
Nieuchronnie…
Nie chcę Cię…
Odejdź błagam…
….
I znów sama na kolanach
przyczołgałam dzisiaj się…
Nienawidzę i pożądam…
Gnoisz, niszczysz …..
A ja dalej romans wstrzynam…
….
Wszystkich chyba oszukałam…
Nawet siebie…
nie potrafię bronić siebie…

Jesteś moim krzykiem dzisiaj…
Moją prośba i nadzieją…
walczyć pragnę…
nie potrafię…
….
Co mam robić...
Nie wiem sama…
Nienawidzę siebie za to...
Za tą słabość...
Dziś kolejny trumf świętujesz…
jutro rano pożałuje…

Sama sobie nie poradzę…
już przed każdym ciebie kryje…
przed rodziną i przyjaźnią…
nie chcę, aby Ciebie poznawali…
lecz już wiedzą, że istniejesz…
odejdź proszę…
nie pogrążaj znowu mnie
w tym koszmarnym, chorym śnie…

Wiem, co Ciebie dziś znów budzi…
Nie chcę krzywdzić i zabijać…
i w ten sposób mnie zdobywasz…

koszmar w głowie mi się rodzi…
zło, nieczystość, burd przebrzydły!!!
Zabij proszę mnie tej nocy…
bym nie czuła znowu wstydu ... ......