Ojcze....



Witaj Ojcze...
trochę czasu już minęło...
trochę wody upłynęło...
chyba staczam się już w otchłań...
tak bezwiednie z tym grymasem...

Dziś wspominam Ciebie Ojcze...
bardzo czule i radośnie...
Twe ramiona otulały moje życie...
lecz uciekłam, gdzieś poddałam się w mym życiu...

Ludzie mówią, że mam godność Twego dziecka...
mówią wiele o miłości i szczególnych Twoich darach...
ja ich słucham i z powodów mi nie znanych
nie potrafię w to dać wiary...
Dzieckiem twoim być to zaszczy...
Lecz mi bliższa walka i odwaga...
czy jest sprzecznym ta postawa?
Czy bym mogła, być żołnierzem i tym samym Twoim dzieckiem?


Tak bym chciała to połączyć...
Być odważnym i szlachetnym...

Jakieś stare ideały …
Jak by dusza wiele wieków przeskoczyła...
Nie potrafi się odnaleźć w świecie
nowym, zakłamanym...
Tak perfidnym, zwariowanym...

Boże Ojce …
Gdzieś odchodzę...
w świat ucieczki, masek podłych...
ratuj dziecię swe niegodne...
ratuj sługę parszywego,
który dalej jeszcze pragnie...
wody życia...
wody prawdy...
by móc dalej trwać i walczyć
w Twoich, Boże Wielki barwach...




Głód...






Znam cie dobrze...
dusisz...
ranisz...
szarpiesz...
krzyczysz...
znam za dobrze...
wiem co niesiesz z sobą w drodze...
konsekwencję nie są obce...

więc uciekam...
nie od ciebie...
od tych drogich...
najcenniejszych...
od miejscówek...
ludzi wokół....

nie zamierzam krzywdzić ranić...
więc uciekam …
by was chronić...

obiecałam sobie kiedyś...
że niczyim błędem i wyrzutem
nie zostanę w swoim życiu...
że nikt, nigdy nie pomyśli,
że mógł pomóc, wesprzeć człeka...

zatracenie mnie już czeka...
znam ryzyko...
strach odczuwam...
lecz już klapki mam na oczach...

Znam cię dobrze …
czułam nie raz...
choć i zniszcz mnie bezboleśnie...
tak jak zawsze w ciszy nocy...
w cichym wnętrzu mego serca...
w tańcu szarym i ponurym...
Jeszcze tylko pozwól proszę,
że napiszę list ten smutny...
pożegnalny i błagalny,
by nikt w świecie nie próbował
mnie ratować z twoich ramion...