W drodze… Powrót … twierdza…



Trochę czasu już minęło
od mej drogi w głąb swej duszy…
Dziś nie jestem przecież w drodze
lecz me myśli tu wróciły…
Twierdza stara przeogromna…
już pisałam o tym miejscu...
Strażnik stoi w ciszy smętnej…
przypomina mi te słowa
„To początek twojej drogi
chcesz znać całość?
Nie udźwigniesz…
Już początek mór powiększa…”
Tak pamiętam tamte słowa …
Lecz dziś inne już spojrzenie
tego cienia, tej poczwary…
To nie strażnik, lecz mieszkaniec…
On jest Panem tego zamku…

Gestem dłoni mnie zaprasza…
wchodzę szybko bez wahania…
zamek w środku kontynentem się okazał…
pustka...
cisza…
tylko wściekłość…
tylko niechęć je przepełnia…

Tak stworzyłam tą tu przestrzeń….
lecz nie sama przy pomocy wielu ludzi…

Już pamiętam…
aż mnie trzęsie…
Ten ocean cierpliwości, zła, zamętu, bezduszności…

Cień mieszkańcem tego piekła…
Miał mnie chronić a zwyrolem i mym katem stał się z czasem…
dziś to jego się obawiam…

eksperyment mój i ludzi…
dawno temu nad tym miejscem, swą kontrolę utraciłam…
sam się tworzył i budował…
dziś jest cieniem, mym przekleństwem…
mym ponurym złym sekretem…

Dziwne sny....



Sny ponure…
Sny straszliwe…
Sny krzyczące i szarpiące…
spać już nie chcesz…
znów przypełzną te potwory…
lecz czy sen jest tu potworem???
W twojej głowie koszmar kwitnie…
to nie świat ci sny kształtuje…
to ty sam je pielęgnujesz…
sen jest tylko twoją psychą…
twoim krzykiem,
tym wewnętrznym…
pokazuje ci twe lęki,
twe obawy, smutki, żale…
Czy w swej głowie masz nadzieje?
może w sercu owszem miewasz,
lecz w tej głowie zero szczęścia…
Sen jest tylko twoim stanem,
w jakim żyjesz funkcjonujesz…
Jeśli prawdy pragniesz w życiu
ujrzysz prawdę w tym odbiciu…
Sny to prawda…
Kiedy zrywasz się o świcie
wiedz, że ona cię wyrywa
głośnym krzykiem twego wnętrza…
mózg odcina się od prawdy
wtedy nie śpisz…
wtedy krzyczysz…
Dzisiaj jestem twym sumieniem…
twoją prawdą i istnieniem…


Grupa dzieci gdzieś biegniemy i bawimy się beztrosko…
przedstawienie …
Jak by bajka o królowej z lodowatym skalnym sercem…
ja gram role dziecka…
lecz nie tylko bo już biegnę się przebierać…
jestem teraz już królową…
zimną, silną, zagubioną…
patrzę w prawo i dostrzegam jakby dziecko…
lecz głos znany z gabinetu…
wciąż powtarza w kółko, ciągle…
„ póść już staryczy, puść to w końcu”
Biegne znowu się przebierać widze szaty z samej skóry…
chyba bajki jakieś różne w jedną całość się już zlały…
jestem chyba tu leśniczym…
znów ten „chłopiec”…
„Przestań walczyć, puść już dosyć! Puść te wodze”
i kolejna zmiana w szatni…
teraz jestem kimś potwornym…
Połączeniem lodu z ogniem…
nie znam bajki …
nie znam tekstu…
stoję sama na wzniesieniu…
„chłopiec” stoi naprzeciwko…
„ puść wystarczy, wyrzuć z siebie, wyrzuć wszystko”

czuje tylko jak coś we mnie wzbiera, rośnie…
Krzyk z jakiegoś bólu wewnątrz…
Krzyk okrutny i bolesny…
coś próbuje mnie rozszarpać…
tam wewnętrznie, tam w mym sercu…
Krzyk obudził moje ciało…
znowu świta… a ja znowu nie wyspana…

Jak zrozumieć sny zawiłe?
co oznacza, że już puścić trzeba wodze?
jak rozumieć ból wewnętrzny i ten krzyk, tak bolesny…
???