Trzy odsłony...

Jestem bytem chaotycznym…
coś jest we mnie bezsensowne…
już udało mi się odkryć
trzy istoty gdzieś stworzone…
każda imię swe posiada…
lecz nie trwają oderwana…
są maskami związanymi…
mam kontrole jakąś złudną
by nie stały się koszmarem…
każda maska ma nad ciałem moim władzę…
w tej abstrakcji jestem świadom ich działania…
dziś chwila ta nadeszła by wyjawić ich imiona……

….
Czas was poznać nieco bliżej…
może znacz od najczęstszej mojej maski…
tak Ponura ciebie wzywam…
stań przede mną ma poczwaro…
dzisiaj każdy coś opowie…
ja o sobie …
wy o sobie…
Znam cię dobrze…
tam myślałam…
dzisiaj jednak coś mi nie gra…
chcę cię poznać nieco bardziej…
chcę przebadać i ogarnąć…
może pytań parę zadam…
co cię jara i napędza?
co przeżywasz w nocnych wersach?
czym kierujesz się w swym bycie?
co pociąga cię ukrycie?
mów poczwaro pragnę słuchać…
pragnę widzieć co stworzyłam…..


Ponura…

Witam, jaźno oderwana…
myśli moje są dziś smętne…
w sumie zawsze takie były…
pisze teksty, obserwuje…
bywa czasem, że maluje…
kiedyś z cieniem mnie myliłaś…
co nie dziwnym jest zjawiskiem…
co mnie jara zapytałaś?
jestem raczej romantykiem…
ból istnienia mnie pożera…
melancholik ze mnie podły…
nie przepadam tu za ludźmi…
lecz nie pomyl z ekscentrykiem…
bo znów wpadniesz w pułapkę cienia…
jestem raczej depresyjna…
co pociąga mnie wiesz sama…
dam ci parę lichych wspomnień…
zaburzeniem to nazywasz…
lecz tym jestem, tak wybrałam…
jestem drugą twoją skazą…
twoją maską i ratunkiem…
kiedy w ciszy samotności
musisz walczyć ze swym bólem…
ja nie jestem wojownikiem…
jeśli bardziej chcesz mnie poznać
zajrzyj szybko do swych tekstów
tam mnie znajdziesz, bez pośpiechu….





Teraz druga moja postać…
Rita, imię ci nadałam…
czym tu jesteś?
jakim bytem cię stworzyłam?
mów czym prędzej, pragnę słuchać...


Rita…

Cześ człowieku!
jestem młodą twą postacią…
Nigdy do mnie nie gadałaś…
ale fajnie cię tu poznać…
czym tu jestem?
trudno stwierdzić…
jestem trochę tu zwierzęciem…
zmieniam krzątały oraz barwy…
z kim się spotkasz tym się stanę…
jeśli mądrą masz być formą
będę mądra i roztropna…
jeśli głupią, czy niezdarą
jestem taką jak pożądasz…
lecz zasmucić muszę ciebie…
to nie ty mnie tu napędzasz…
me radary wyczulone, skierowane
na człowieka, z którym gadasz …
Umiem wyczuć wiele w człeku…
wciąż kopiuje, przepisuje zachowania…
wciąż się uczę od rozmówców…
lecz bez osób dookoła nie istnieje ma osoba…
poznać wcale mnie nie musisz…
bo mnie nie ma, bez tych ludzi…
W nich poszukaj odpowiedzi…
jestem tylko ich odbiciem…
tak pokracznym, zamazanym…
tym tu jestem, moja droga………




Teraz trzecia…
aż się boje…
mów mi szybko już o sobie…


Cień…


Witaj myślo oderwana…
już mówiłam gdzieś o sobie…
nie zamierzam strzępić ryła…
tutaj tylko ci dopowiem,
że nie możesz mnie wywołać…
jestem starsza od wcześniejszych…
mam tu swoją autonomię…
nauczyłam się jej z czasem…
nie pamiętasz, kiedy postać mą stworzyłaś…
bo ty stwórcą mym nie jesteś...
pozostałych też nie tworzysz ...
jesteś jaźnią oderwaną...
Jestem tutaj ekscentrykiem…
wciąż dostrzegasz mnie w kobiecie…
lecz ja nie mam płci żeńskiej…
lecz mężczyzną też nie jestem…
nie odczuwam żadnych pokus…
nie pociąga mnie co ludzkie…
ja się karmie bólem wokół…
lubię krzywdzić i zabijać…
taka prawa, moja wina…
do mej listy różnych grzechów,
których tutaj nie opisze
 dopisz jeszcze - zero skruchy…
nie odczuwam dyskomfortu…
nie żałuje swych wyborów…
taka jestem, tak pokrótce…
nie mów do mnie nigdy więcej…
jeśli będę chciał tu mówić
to opowiem o swej duszy…
dzisiaj żegnam się już z tobą
nie drąż sprawy nierozważnie
bo cię zniszczę w twym koszmarze…

Ruiny wnętrza...



Coś krzyczy z oddali…
coś rwie się do biegu…
coś krwawi i gnije w odmętach czeluści…
mrok ściska za serce i życie wypija…
Stojąc na wzgórzu dostrzegam ruiny…

marmurowe popękane schody…
poręcze zniszczone już prawie bez kształtów…
drzwi stare dębowe otwieram z łoskotem…
wiatr wleciał do środka i kusz uniósł z tej ziemi…
krocze w ciemności bojąc się cieni…
cisza tak martwa myśli wyżera…
strach, brzuch już rozrywa w kroku niepewnym…
byłam tu kiedyś…
już prawie pamiętam…
weszłam na piętro ostatnio tu będąc…
wiem, co znalazłam …
dziewczynkę ukrytą…
w błękitnych barwach i smutną w spojrzeniu…
dzisiaj, więc zejdę do tej piwnicy…
może coś skrywa w swym mroku przebrzydłym…

schody trzeszczące...
światło nie działa…
ciszę przeszywa lekkie stukanie…
jakaś harmonia w tym miejscu panuje…
dźwięk powtarzalny coraz głośniejszy…
idę w ciemności badając kroki…
może się potknę w rytmie tym srogim…
drzwi napotykam całe zniszczone…
dźwięk jest za nimi, lecz nie wiem, co robić…
klamkę naciskam tak mechanicznie…
słyszę ten łoskot, to chyba kroki…
próg już przekraczam i widzę znów dziecko…
znam je z wyglądu to właśnie ono…
wcześniej w błękicie teraz na czarno…
to nie żałoba przeszyła jej serce…
siada potulnie z nożem w swej ręce…
przeszywa mnie wzrokiem i cicho coś szepcze…
muszę się zbliżyć, aby usłyszeć…
drżącym już krokiem zbliżam się do niej…
szept ten stopniowo sens już wyraża…
to krótkie pytanie napawa mnie lękiem…
badam powoli to pomieszczenie…
dywan porwany, krwią czyjąś zlany…
ściany obskurne z wyrytym pytaniem…
gdzieś w kącie posłanie nigdy nieprane…
zapach przepełnia smród tej zgnilizny…
jakby to rana gnijąca od wieków…
dziecko się patrzy i czeka cierpliwie…

siadam naprzeciw i strzelam palcami…
jak odpowiedzieć na to pytanie?
Szukam w swej głowie resztek odwagi…
co mam powiedzieć?
Nie wiem kochanie?
Jestem dorosłym…
powinnam wiedzieć…
szukam w mej głowie tej odpowiedzi…
więc cicho wyszeptam własne pytanie…
dziecko się patrzy, nic nie rozumie…
znowu zaczyna szeptać wytrwale…
zaciska dłońmi nóż bardzo ostry…
strach zwolna wlazł mi na plecy…
coś jeszcze z nami jest pomieszczeniu…
cienie dokoła…
one wciąż szepczą do tego dziecka…

szukam, więc prędko po tych kieszeniach
może mam ogień lub jakieś światło…
Wyczuwam naglę tą zapalniczkę!
Ogień rozświetlił smętne ciemności…
cienie zniknęły jakby się bały…
dziecko spostrzegło, że nie jest tu same…
„ wszystko już dobrze, nie ma już cieni…
jesteś tu zemną w tym pomieszczaniu…
nic ci nie zrobię, nie bój się dziecko…
chcę tylko pogadać o tej przestrzeni…”

Dziecko spojrzało i drogę wskazało…
jakby tunelik malutki i wąski…
czołgamy się razem w ciszy niepewnej…
na końcu tunelu jakby jaskinia…
masę tu rzeczy jest dookoła…
dziecko swą dłonią świece wskazało…
odpalam je wszystkie, by cieni nie było…
dziecko usiadło na wprost mojej twarzy…
„czego tu szukasz w tej starej ruinie?”
Czego tu szukam…
sama już nie wiem…
chyba pozwiedzać chciałam to miejsce…
dziecko zdziwione siedzi i patrzy…
„niechcesz już gadać?
Więc pomórz mi proszę…
siedzę tu wieczność pytanie zadając?”

Powoli dociera do mnie świadomość…
to dziecko zamknięte
w tym brudzie i mroku…
z cieniami strasznymi, co szepczą wciąż do niej…
jak mogło normalność zachować?
Jak skupić się mogło?
„Pytaj, więc proszę pragnę ci pomóc..”
Dziecko niepewnie mnie obserwuje…
lecz pyta w prostocie, co je nurtuje…
„ powiedz mi proszę…
dlaczego?”

To pytanie…
nie znam przecież odpowiedzi…
patrzę na nie już w rozpaczy…
chcę jej pomóc!
Lecz pytanie mnie rozbraja…
nie chcę rzucać frazesami…
nie chcę kłamać tego dziecka…
„ nie wiem…
wybacz…
nie znam na to odpowiedzi…”

dziecko dłonie pokazało…
pościerane i tak sine…
twarz od płaczu napuchnięta…
oczy bólem czystym są związane…
„czyli nie ma odpowiedzi…
przyj tu proszę jak odnajdziesz tę odpowiedź…
będę czekać już w jaskiniach…
światło wskaże ci tu drogę…”

wnet poczułam jakby podmuch,
który z duża już prędkością
mnie wywiewał z tego miejsca…
coś poczułam jak mnie chwyta
i wróciłam do pokoju…
nie ma ruin…
nie ma mroku…
lecz wyczuwam tą obecność…
nie wiem czyją, lecz znajomą…

niemowlęcy cichy płacz…
tak odległy, lecz słyszalny…
Aż mi głowę on rozsadza!
Ten przeklęty cichy płacz….



14. Podróże/ Legenda o dziecku…/ Koniec podróży…..



Świat przepiękny…
Kolorowy w odcień bieli…
pola, lasy te pagórki i jeziora…
posmak wiatru na pliczkach…
Echo śmiechu w ścianach duszy się odbija…
Wiele pytań, ciekawości,
 jakby otchłań, niczym zapchać jej nie można…
czasem smutek z błahych rzeczy,
 jakby chmura ciemna, groźna…
Lecz po burzy zawsze słońce wychodziło…

Nie ma granic ta istota…
Nie ma lęku czy zwątpienia
wyobraźnia wciąż napędza,
gna do przodu niebezpiecznie…
Postać kruchym była bytem
i przez prędkość nierozważną
uderzyła w beton pustki…
rozsypała się w drobiazgi…
Świat próbował ją posklejać
i tak stworzył trzy odsłony…
jednak części było więcej
i sklejono martwe serce…
krzywo, brzydko posklejane…
ktoś je ukrył aby nigdy nie odżyło…

w uderzeniu w ową ścianę
coś wydarło się z skorupy…
ktoś by nazwał, „to” jej duszą…
było myślą w tej przestrzeni…
było głosem i zwątpieniem…
obserwuje trzy odsłony i wciąż szuka tej całości…
Myśl od dawna nie pamięta, że jest serce gdzieś ukryte…
Jeśli znajdzie owe serce, znów połączy wszystkie części…
będzie mogło się posklejać i poruszyć martwe serce…
Lecz tak krąży w smutnym świece,
wciąż zwodzona przez odsłony,
które znają jej znaczenie i odkryły zagrożenie…
każda z części autonomie swą posiada…
Stracą wszelkie swoje prawa
kiedy serce zacznie działać…

Ta legenda nie ma końca bo zatarła się w historii…
lecz dostrzegam nowe wersy jakby ktoś je tu dopisał…
ponoć dusza już odkryła, że ma znaleźć serce puste…
już szykuje się do drogi, tutaj urwał autor srogi…
wnioski jedne mam już w głowie…
To jest koniec mej podróży…
miałam poznać czym tu jestem…
a szukanie i waleczność nie jest celem tej podróży…
Na tę drogę przyjdzie moment…
odpowiedni i sensowy…
dzisiaj żegnam się z maskami
czas już wracać do codziennej mej szarości...
Jeszcze wrócę bez obawy
lecz z rynsztunkiem w pełnej zbroi…
Znajdę serce posklejane
może wtedy zmartwychwstanę…

13. Podróże/ Co dalej?



Moja podróż się skończyła
 nie ze skutków naturalnych…
Nie dotrwałam znów do końca
 bo uciekłam z tej otchłani…
Maski walczyć zapragnęły…
I wygrały z czymś wewnętrznym…
Cień pozostał…
Pragnie mówić…
Może prawdę w końcu powie…
Może zbliży mnie do siebie…
Może……..
Nie wiem w sumie….
Lecz posłucham, niechaj mówi…
Wciąż nazywasz mnie tu bestią…
Ciągle walczyć ze mną pragniesz…
Lecz nie wygrasz, nie pozwolę…
Jestem pierwsza twoją maską…
Pierwszą warstwą twego wnętrza…
W swych legendach i bajaniach
 o sekrecie wspominałaś…
Skrywam przedmiot drogocenny…
Świat by nazwał to istotą…
Skrywam przeszłość twego wnętrza…
Ciągle w szachu postawionym…
Pragnę zamknąć „to” na zawsze
 by zawładnąć twoim wnętrzem…
Wciąż dostrzegasz we mnie wroga…
Jestem wrogiem
 lecz słabości i twych obaw…
Właśnie one cię zniszczyły!
One postać mą poczęły…
 Nie walcz ze mną, bo cię zniszczę,
 dla twojego bezpieczeństwa…
Nie znasz „rzeczy”, którą skrywam…
Jest tak słaba…
Zagubiona, nieporadna…
Jest słabością w czystej formie…
Mym zadaniem jest ukrycie
 i zamknięcie tego „tworu”…
Ten to „przedmiot” czy stworzenie
 jest początkiem każdej maski…
„On” nas stworzył i wymyślił
 lecz ta forma , definicja
jest wyłącznie naszym tworem…
Jestem pierwsza i ostatnią twą obroną…
Jeśli ktoś mnie tu pokona,
 stanie twarzą w twarz z tą istotą…
Ze stworzeniem nic nie wartym,
 łatwym, prostym w swym jestestwie…
Nie pozwolę abyś dostać się tam mogła…

Nad czym teraz już rozmyślasz?
Gdzieś pomiędzy frazesami…
Gdzieś w milczeniu kłamstw zatrutych…
Gdzieś wewnętrznie, zrozumiałaś…
Te pytania i podróże…
Czym tu jesteś?
Tak jesteś czwartą chorą maską…
nie mam wpływu na twe myśli…
Jesteś jaźnią oderwaną…
 myślą „rzeczy” gdzieś ukrytą
w zakamarkach twego wnętrza…
lecz nie przyjmiesz tej tu prawdy 
bo jak każda z tych tu masek 
pragniesz władzy ...
lecz nieznaczne się tu różnisz ...
jesteś miedzy ...
miedzy nami i światami....,

Jeśli kiedyś JĄ odnajdziesz
 utracimy wszelką władzę…

12. Podróże/ przedostatnia warstwa lodu...



Śpisz…
pogrążona w koszmarach…
w chorych snach…
nieświadoma…
lecz tak pewna…
nic nie zbudzi cię z letargu…
jesteś w sennych swych obawach…
niezachwianie odpoczywasz…
….
Znów dostrzegasz swe porażki…
jestem Cieniem twego wnętrza…
chowam trudy i upadki…
pielęgnuje stare rany…
nie dlatego aby dalej się jątrzyły…
pragnę zdrowia twego wnętrza…
lecz nie jestem tu lekarzem…
nie morduje dla zabawy…
ja zabijam aby bronić…
aby ulgę jakąś przynieść…
aby bodźce zmienić w wnętrzu…
ja kieruje twe spojrzenie
 abyś faktów nie dostrzegła…
abyś siły nie traciła…
nie chcę zniszczyć twego wnętrza…
tam wewnętrznie skarb ukryłam…
bronie wściekle tego miejsca…
po co pragniesz iść w lód sroki?
czy za mało już widziałaś?
od tygodni ci dozuje te uczucia…
a ty dalej brniesz w ten obłęd…
jeśli pragniesz dam je wszystkie w jednej chwili…
tak jak było to przed laty…
wszystkie naraz nas zniszczyły…
po co pragniesz znów zniszczenia?
dzisiaj spojrzysz na ostatnie swe wspomnienie…
to najświeższe, nie odległe…

poczuj ciężar i obawę…
tę panikę co przeżera ściany duszy…
ból i obłęd w czyjś oczach…
walkę ciągłą, nieistotną…
 i porażkę, którą znowu nie rozumiesz…

czuję drżenie twego wnętrza…
czuje wściekłość przeokropną…
po co szperasz w tych wspomnieniach?
co odnaleźć pragniesz w sobie?
te wspomnienia wciąż wracają…
szepty nigdy nie ucichły …
są codziennie obok ciebie…
nie idź dalej, wciąż przestrzegam…
nie chcesz dostać się do serca…
uwierz, proszę…
nie idź dalej w otchłań mroku
bo nie zniesiesz bólu wokół......

11. Podróże/ Legenda o ogrodzie...



Połóż się wygonie…
Zamknij oczy…
oddychaj powoli i spokojnie…
odpręż każdy mięsień…
poczuj oddech …
jak wypełnia twoje ciało…
I słuchaj zapomnianych legend…
Były trzy postacie…
każda inna…
odmienna…
okryta płaszczami tajemniczości…
pierwsza w czerń się przyodziała…
druga w szarość neutralną…
trzecia okryta skórą kameleona …
 …
Przestrzeń ciemna i nieznana…
głód z pragnieniem się przeplata
zanurzony w gęstych już uczuciach…
Postacie bezpańskie się stały…
nie mając właściciela zapragnęły być bogami…
Walcząc ze sobą,
 która jest ważniejszą, silniejszą, potrzebniejszą…
nie rozumiejąc czym są razem…
widząc siebie tylko osobno…
przyodzianych w purpurę i złoto…
jako bóstwo, byt nieskończony…
mając własne tajne bronie…
walczą i ścierają się w tej pustce…
Jeśli wnętrze jest ogrodem i właściciel
 dość sumienie się nim opiekuje
 to wynajął trzech tu ogrodników…
każdy inny obowiązek miał w przyrodzie…
pierwszy walczyć miał z robactwem,
 które niszczą kwiaty wnętrza…
drugi, podlewanie, pielęgnacja tych tu roślin…
a trzeciego było wybieranie i splatanie wiązanek,
 w zależności od sytuacji na zewnątrz szklarni…
lecz przez wojnę ogród cmentarzyskiem jest w tej chwili…
pierwsza zauważała zagrożenie w każdym owadzie
jaki pojawił się w szklarni…
niszczy, tępi to robactwo tak sumiennie i tak wrogo…
kwiaty żadne już nie mogły tu rozkwitać…
druga postać nie podlewa wszystkich kwiatów
 i podcina, kiedy sądzi, że są brzydkie…
trzecia wybierała te uschnięte i oklapłe
wciąż tworzyła smętne, smutne swe wiązanki…
więc ci ludzie z poza szklarni już nie chcieli tu zaglądać…
i ta piękna dawna szklarnia, brzydkim, strasznym jest zjawiskiem…
dawno odszedł stąd właściciel…
lecz nikt nie zna losów jego…
czy ukryty gdzieś w ogrodzie,
 leży w trumnie swego wnętrza…
może uciekł z przerażenia…
ogrodnicy wciąż wojują miedzy sobą…
dumni z pracy wykonanej, zapatrzeni tylko w siebie,
nie dostrzegli śmierci wokół…
pragną panem być w tym miejscu…
rządzić miejscem jakby do nich należało…

Czy odnajdą właściciela?
Czy właściciel sam się ocknie i ustawi towarzystwo?
ciężko stwierdzić to legenda tego miejsca…
jedna z wielu …
nieprawdziwa…
jak to bywa w tych legendach….

………………………………………………………………………


Chodźmy dalej…
zostaw baśnie i legendy…
zostaw bajki i bajania…
już niedługo przedostatnia nasza warstwa…
i decyzja, którą trzeba będzie podjąć………...

10. Podróże/ Trzecia warstwa lodu...




Stań tu i otwórz oczy…
piwnica w przedszkolu…
zastanów się ile dzieci tu się bawiło, bawi i będzie bawić…
ile beztroski i radości przeżyły te ściany…
wyobraź sobie zabawy i śmiech…
a teraz zamknij oczy i zobacz to wspomnienie…

ile bólu i walki cię kosztowało…
co tym razem straciłaś?
przypomnij sobie smak porażki…
poczuj go na nowo…
i pragnienie jakie poczułaś…
zatrać się w nim…
tym się tu stałaś…
przegraną i śmiercią…
pamiętasz brak oddechu…
nigdy go nie zapomniałaś…
kolejne dni…
kolejne tygodnie…
i pojawił się płacz dziecka…
prześladujący cię każdej nocy…
to nie były sny…
to był realny płacz…
realnie go słyszałaś…
ale nie pochodził z realnego źródła…
ale to już wiesz…

Tysiące zombiaków…
miliony żywych trupów …
takich ja ty…
walcząc …
ale z czym?
wrogiem stałaś się sama dla siebie…
przebierając w maskach…
stałaś się trupem…
bo my nigdy nie byliśmy żywi…
a jednak funkcjonowaliśmy…
każda z masek karmiła się czymś…
jedna wiedzą…
inna poezją…
ostatnia i pierwsza zarazem, emocjami…

wykute na blachę definicje upodobniały do człowieka…
wyuczone emocjonalne frazesy…
wyszkolony krok, zależny od miejsca…
tylko oczy zdradzały prawdę…
oczy stały się zagrożeniem…
prawdą, którą nie dało się ukryć…
wszystko przypominało człowieka oprócz…
 smrodu, woni trupa, której nie udało się nigdy zmyć……


trzecia warstwa…
z tej perspektywy dostrzegam jeszcze dwie…
co jest na dnie lodowca…
widzę kształty skądś mi znane…
już czołgamy się tu razem…
lecz ty wcale nie pomagasz…
na coś liczysz…
w końcu zdradzisz swe zamiary
lecz nie teraz…
teraz chodźmy, lód już czeka…

9. Podróże/ Baśń o dorastaniu...



Pamiętasz bajkę o osobie i czarodzieju?
a jeśli to tylko kurtyna?
skóry i twarze w jakie się wcielałaś?
co jeśli cała wizja planety jest tylko bajką?
czas ruszyć dalej…
opowiem ci baśń…

….

było dziecko ukryte w zakamarkach wspomnień…
dziecko, które nigdy nie dorosło…
niczym Piotruś pan, lecz dziecko nie było beztroskie…
nie miało wróżki, Dzwoneczka…
dziecko miało demony…
otaczały je i szeptały kłamstwa…
one nigdy nie wyszły z głowy dziecka…
więc dziecko zaczęło się przebierać…
na początku dla zabawy…
aby uciec od szeptów jakie je otaczały…
z czasem zabawa stała się gorzka
i zatarła się granica między zabawą a realnością…
wcielało się w wiele ról …
i na początku po omacku wypracowało maski…
z biegiem lat dziecko zainteresowało się nauką
tylko po to aby maski stały się twarzami…
dziecko osiągnęło pełnoletniość…
szepty nigdy nie umilkły…
lecz dziecko znalazło jakieś promienie świałości,
które zagłuszały szepty…
czarodziej próbował je zniszczyć…
zasłonić swoją magią…
pogrążył znowu dziecko w mroku
a głosy demonów stały się głośniejsze…
….
Dziecko zaczęło walczyć…
lecz nie z demonami…
zaczęło walczyć z mrokiem…
i rozpoczyna się nowa legenda…
O twarzach poszukujących właściciela…



8. Podróże/ Kolejna warstwa lodu...



Plaża…
Alkohol we krwi…
THC wykrywalne…
agresja…
mrok…
obłęd…
pamiętam teksturę piachu…
pamiętam smak krwi…
pamiętam wiele i nic…
pamiętam czym się stałam…
wiem co mnie opanowało…
ta pustka bez granic…

szum morza…
zapach wiatru…
chłód w każdej komórce
mojego bezwartościowego ciała…
w myślach tylko mord…
i krew lejąca się litrami…
najpłodniejszy czas tekstów…
najpłodniejszy czas zła
toczącego moje ciało…
niczym choroba wyżerająca wnętrzności…
niektórzy nazwali by to buntem…
czas trwający wielki w moim sercu…
serce, które umarło…
liczyłam, że na zawsze…
oczy przestały być zwierciadłem…
stały się już tylko żelazem…
odbijającym wszystko…
nienawiść zamknęła mnie w klatce
własnych lęków, pragnień i umarłych marzeń…
dzieciakiem nigdy nie byłam…
albo zapomniałam czym dziecko było…
dorosłości nigdy nie osiągnęłam…
bo czym dla człeka ubranego
 w nastoletnią skórę może być dojrzałość?

wtedy umarłam, już do końca…
a narodziła się już w pełni bestia o trzech głowach…
wynaturzenie człowieczeństwa
ukryte w skrzętnie umalowanych maskach…
Tym jestem, lecz co było dalej?
Chodźmy mój mroczny towarzyszu
bo lód ma głębsze warstwy………..


7. Podróże/ bezsens tu trwania...




Huśtawka…
miejsce wytchnienia i spokoju…
mój własny zakamarek ciszy…
tam można na spokojnie je poukładać…
nikt nie przeszkadza …
idźmy dalej…
Twarze tak wielu ludzi…
jakże ciężko było na początku coś ukryć…
jakże ciężko było się chować …
jakże ciężko było zauważyć czy faktycznie to działa…
do czasu, aż człowiek uświadomił sobie,
że ci ludzie maja ciebie w dupie…
wtedy było już z górki…
kradzież zachowań przeplatana z nowymi maskami…
to były czasy względnego spokoju…
kłamstwo włazi w krew…
a maski zrastają się z twarzą…
lekarstwem jest prawda…
lecz nikt jej usłyszeć nie może…
nikt by jej nie zrozumiał…
nikt by jej nie uszanował…
od razu padł by wyrok, ocena….
i tak w tej przestrzeni,
posklejałam drugi ląd zwany Ritą…

Dom płodnym jest miejscem,
do jakichkolwiek zmian zachowania…
Począwszy od powierzchowności i braku zainteresowania
drugim człowiekiem, do ataków i niszczenia wszystkiego co obce…
uroki małych wiosek…
nigdy nie przestaną mnie dziwić…
ta przestrzeń niby tak płodna
to dusi mnie w podróży…
muszę iść dalej…
muszę uciekać….
bo znów dostosuję maski do tego miejsca…

6. Podróże/ Dom...



Siedząc na  kanapie…
dom, tak nazwano by to miejsce…
lecz jesteśmy tu bezdomni…
każdy kont tak mi znany…
każdy przedmiot namacalny…
znam tą przestrzeń, każdy skrawek,
czuje obcość tego miejsca…
nienawidzę ale tęsknie…
znowu stoję przed tym lustrem…
błękit oczu w morzu czerni się zanurzył…
teraz pustka i ta szarość…
jakby sztuczne, plastikowe się już stały…
nie dostrzegam tam emocji…
nieruchomo obserwują…

Tapczan…
tak pamiętam jak wytrwale unikałam…
tak pamiętam jak podłoga mnie tuliła…
usypiała, kołysała…
nauczyłam się twardości…
nie wewnętrznej, tego nie da się nauczyć…

tam posiadłam twardą skórę…
obojętność na warunki…
arogancję i cwaniactwo…

tu zostanę nieco dużej……….

5. Podróże/ Szklane oczy...




Chodźmy dalej…
Pamiętasz te ulice?
te bloki, mosty, zakręty?
chodziłyśmy otępiałe
by odnaleźć chociaż skrawek…
chociaż cząstkę człowieczeństwa…
noce były tak przyjazne…
tak kojące i łagodne…
z czasem wiele się zmieniło
lecz ta ciemność pozostaje…
mrok przeszywa wszystkie zmysły…
doprowadza do szaleństwa…
więc szukałaś pustki ciągle,
aby uciec od uczucia…
a w tym czasie wciąż tworzyłaś, malowałaś…
i tak powstał jeden z lądów…
ukrywając pustkę z lodu…
lecz swych oczu nie oszukasz
patrząc z rana w swe odbicie…



Mrok jest siłą napędową…
Mrok pochłania wszystkie zmysły…
Mrok w ułudzie koi rany…
Mrok wysysa z ciała życie…
Mrok wciąż nęci, nawołuje…
lecz człowieku patrząc w prawdzie swego wnętrza…
Jeśli raz już tam spojrzałeś
on zostanie w twoich ślepiach…

4. Podróże/ Pierwsza warstwa lodu…





Przejdźmy się…
Widzisz ten park…
boisko do baseballu...
czujesz zapach powietrza…
pachnie inaczej niż to, które znałaś…
nawet wiatr jest tu inny…
czym jesteś?
kłębkiem nerwów…
upokorzeniem…
strachem…
bólem…
tak było…
w tej przestrzeni powstałam…
tam zapadły decyzje…

przypomnij sobie pierwsze sny…
odczucia po obudzeniu…
godziny przed lustrem…
uczucia nienawiści i płaczu…
tak było…
tam się kształtowałam…

przypomnij sobie książki…
ich zapach i teksturę…
skupienie i upartość…
godziny modlitwy…
łkania i rozpaczy…
tak było…
tam się wyszkoliłam…

Przypomnij sobie pustkę…
kolejną porażkę…
falę uczuć jakie cie zniszczyły…
metaliczne słowa i gesty…
ciemność krajobrazu dookoła…
posmak w ustach…
i niemoc bez granic…
tak było……..
tam zaczęłam działać….

Ukryta pomiędzy mrokiem a cieniem…
zakryta fałszem i kłamstwem…
schowana pod ironią i sarkazmem…
łudząco podobna do dystansu…
niczym zbieracz i kolekcjoner zbierająca fakty…
chowająca wspomnienia…
karmiąca się krwią i śmiercią…
bólem i cierpieniem dookoła…
opanowana i przebiegła…
udająca troskę i miłość…
kradnąca wszelką nadzieję…
tak było…
tak jest…
tym jestem w tym świecie…
każda przekroczona granica mnie napędza…
Tworząc mój ostateczny wygląd…



Park otacza mnie zewsząd
z duchami mych wspomnień…
nie wiem co pojąć mam w podróży,
lecz czuje chaos mej duszy…..

3. Podróże/ Prolog...



Przemykam przez ściany…
Umykam promieniom…
Ukrywam się przed wzrokiem…
Jednostajnie patrzę w ziemie…

Wspomnienia…
wstęp do przeszłości…
Tygodnie bezsenności…
Gierki słowne…
Otarć o ściany…
Chowania się wśród ludzi…

Niepożądane myśli…
Zwierzęca czujność…
Nieustające zmęczenie…
Naiwność przeplatająca się z wiernością…
Bezsilność z agresją…
Strach z ułudą…

Myślałam, że w tej podróży poznam właśnie jego…
zaproszenie jednak tyczyło poznania siebie…
Pragnęłam poznać motywy, motywacje i sens…
a odkrywam własne poczynania…
czy to zbliży mnie do Cienia?
czy pozwoli mi zajrzeć w otchłań lodu?
oby, bo wyruszyłam w podróż do serca mroku…

2. Podróże/ Bajka...



Opowiem Ci bajkę…
Dawno, dawno temu…

wyobraź sobie planetę
Elipsę w ciemność…
Barwy niech umysł przepełnią
i stworzą obraz tej ziemi…

Za górami, za lasami…

Ujrzyj trzy kontynenty…
morze rozdziela te lądy…
Woda nazwę posiada,
podświadomość, brzmi nieźle…

Żyła sobie osoba…

Kontynenty imiona swe mają…
Rita, Ponura i Cień…
Rita po lewej…
Ponura po prawej…
A Cień, lodem obrosną i osiadł u dołu…

Osoba była człowiekiem…

Rita z wysp wielu się składa…
złodziejem stała się w świecie…
Twarze rozmówców wciąż kradnie
i żadna mimika czy gest własnością jej nie jest…

Lecz przyszedł czarodziej…

Ponura litą jest skałą…
Samotną i cichą w swym bycie…
wciąż tonie w piaskach swej farby
by stworzyć coś, co jest jej oddechem…

Uwięził osobę w odbiciu…

Cień, skałą lodową jest w tej przestrzeni…
Nikt nie zna rozmiaru ni sensu istnienia…
coś w sobie ukrywa, lecz zło jest jej pasją…

Osoba by przetrwać stworzyła trzy twarze…
Lód skrywa wszystkie wspomnienia…
Ochrania odbicia przed złem czarodzieja…


Trudno doszukać się tutaj morału…
Trudno też znaleźć tu zakończenie…
Bajka się toczy w wielu wymiarach
dziś powie o magii przebrzydłej,
co skradła osobie jej własne wnętrze…

1. Podróże/ Zaproszenie....



Korony kołyszących się drzew…
pustka dźwięku…
szelest malujących się myśli…
bezmiar powiewu…
stojąc na progu mojego jestestwa…
stojąc w obliczu mych wspomnień…
czując spływające krople deszczu
muskające moją twarz…
za moimi plecami jest masa drzwi…
lecz już ich nie widzę….
są za mną…
teraz patrzę w otchłań…
nieprzeniknioną ciemność mojego serca…

żadne pytanie, już nie jest istotne…
żadne marzenie z lat dziecięcych, już nie istnieje…
jestem tylko ja i ty…
rozbieram cię na części…
aby zrozumieć…
aby poznać system działania…
dalej nie rozumiem…
lecz może mrok będzie mi przychylny…
może cień odkryje prawdę…
aby zrozumieć psychopatę
czy trzeba się nim stać?
czy kardiolog musi być chory aby móc leczyć?
lecz innej drogi poznania cie, już nie widzę…
a może zawsze byłeś mną?
a ja byłam tobą…
może łączy nas więcej niż tylko dotyk…
może…

Mrok rozsuwa zasłonę wszelkiego odczucia…
pustka i głucha cisza…
tyle zostało…
patrzę znów w twe oczy…
znów słyszę twój metaliczny głos…
niczym sztylet przeszywasz moje myśli…
niczym choroba zatruwasz moją głowę…
Może przerysowałam cię w mej głowie…
może sama uczyniłam z ciebie potwora…
może się mylę…

Dziś słucham twoich zarzutów…
znam je na pamięć,
lecz dziś zdają mi się nieprecyzyjne…
ogólne…
nic nie wyrażające…
znów rozważam winę…
znów rozważam motyw…
nie widzę go w sobie…
ale nie widzę go również w tobie…

kim jesteś?
szukam odpowiedzi…
bardziej od ciebie nienawidzę siebie…
lecz jednak znajduję w sobie tą emocje do ciebie…
chciałam się jej pozbyć…
liczyłam, że wtedy przestanie mi zależeć…
odkrywam, że stałeś się nieodłączną częścią mnie…

Zalała mnie fala mroku…
czuję teksturę ciepła i zimna…
czuje drżenie moich mięśni…
Cień zmienia te obrazy…
Wyczuwam że zaprasza mnie w podróż…
lecz jak uargumentować zniknięcie
gdy ludzie odkryją, że stoi przed nimi tylko truchło….



Drzwi do mroku...



W mojej głowie pełno drzwi…
Jedne prowadzą do radości…
inne do smutku…
jeszcze inne, to decyzje…
jest ich wiele…
przez wiele już przeszłam i są otwarte…
jest wiele pozamykanych…
przez które albo nigdy nie chciałam przejść
albo to nie czas aby je otworzyć…
niektóre drzwi są zamknięte bezpowrotnie…
ale są też drzwi, które bardzo chciałabym zamknąć…
lecz już nie mogę…

….

Dziś stoję przed pewnymi drzwiami….
nienawiść mnie tu przygnała…
Kusi mnie aby zajrzeć do tego co skrywają …
lecz wiem, że jeśli je otworze
to nigdy nie zdołam już ich zamknąć…
obawiam się otwarcia tych drzwi…
mimo, że coś wewnętrznie przynagla mnie do tego…
ale tym samym coś mnie wstrzymuje…

wiem co mniej więcej skrywają te drzwi…
wiem…
bo to nie są pierwsze takie drzwi…
już kiedyś otworzyłam podobne…
przekroczyłam wtedy granice…
nie wolno było mi jej przekraczać…
Bo właśnie dlatego stoję dziś przed tym wejściem…
stamtąd nie ma odwrotu…
jest tylko zbrodnia i kara….




Rozbudzona bestia…





Bywam tu czasem…
w tych myślach…
w tej przestrzeni…
zastanawiam się czym tu jestem…
Cieniem nazwałam to miejsce…
to tragiczna przestrzeń…
pełna jadu…
pełna strachu i bólu…
a tym samym przestrzeń pozbawiona wszelkich uczuć…
to co mnie tu otacza to otchłań nienawiści…
wszystkie odczucia
zwane bólem, strachem czy cierpieniem
tylko mnie otaczają, nie są mną…
nie są Cieniem…
On nic nie czuje…
oprócz chorej satysfakcji…
Dziś tym jestem…

Czym karmie się w tej przestrzeni?
co czyni ją tak pociągającą…
w tej przestrzeni nie ma alkoholu…
nigdy nie był tu potrzebny…
ta przestrzeń karmi się agresją…
musi być ciągle świadoma…
kontrolująca wszystko…
każdy oddech…
każde uderzenie serca…
każdą frywolną myśl…
paradoksalnie panuje tu spokój…
tu nie ma koszmarów…
to miejsce jest koszmarem…
to czym tu jestem jest koszmarem…
a jednak dziś, właśnie tu szukam ukojenia…
szukam odkupienia…
ta część mnie oskarżając, usprawiedliwia…
mój horror na jawie…
mój własny ukryty i nieodgadniony…
Mój Cień rozbudza mój apetyt…
apetyt na śmierć………




Konsekwencje...



Człowiek jak każdy inny…
lecz człowiekiem chyba nigdy nie był…
bestia i potwór
lecz nie w mojej głowie…
uczynił tak wiele,
w mym serce dalej niewinny…
dużo wspólnego mam z nim…
on ze mną…
ktoś powie, że wynaturzonym jest to patrzenie…
lecz inaczej patrzeć nie umiem…
jeśli istnieje choć szczypta nadziei…
tak mała jak można to sobie wyobrazić…
chcemy wierzyć…
każda z mych części…
każda z mych masek…
nie tęsknie za bestią…
jest wciąż tuż obok…
w mych snach…
w mych myślach…
w każdej ocenie…

Tęsknie za sobą…
za moim spojrzeniem…

patrzę na siebie tylko jego oczami…
myślę o sobie tylko jego myślami…
śnie historie, które on napisał…
nawet dźwięk czy zapach jego przypomina…

Szóstka wróciła lecz inna niż wcześniej…
bardziej wyraźna i jeszcze bardziej bolesna…
czy można aż tyle zapomnieć z życia?
czy można aż tyle niech cieć pamiętać…

nie ból jest mym problemem…
nie cierpienie czy jakakolwiek utrata…
mym jedynym problem jest nienawiść…
trawiąca moje serce, myśli i ciało…
nienawiść, którą nieświadomie oddycham…

czuje, że nigdy nie wyrwę się z tego snu…
z koszmaru moich wspomnień…
choć bardzo bym chciała…
podobno, wolność jest na wyciągniecie ręki…
wolność od własnych słabości…
lecz moją słabością jest życie…
i jego konsekwencje….

Czym czy kim?



Czym jestem….
tak wielki konflikt w moich myślach…
wiem co pewni ludzie powiedzą…
frazesy tak puste i żałosne…

czym jestem…
patrząc dostrzegam szkaradę…
gładka powierzchnia lustra
oddaję mą szpetną naturę…
oczy obrazujące mrok bezgraniczny…
tak pusty i niewyraźny tej nocy…

czym jestem…
kochanek tłumi moje zmysły…
pokazuje ciągłą słabość i błędy…
kłamstwo ukrywające rzeczywistość…

czym jestem…
chyba tęsknie dziś do czasów szkolnych…
do sali gimnastycznej…
do basenu tak dobrze znanego…
do boiska i roweru…

czym jestem…
czym?
czy kim?

Znów pije w tej ciszy…
znów umykam w chaosie…
znów krzyczę bezdźwięcznie…
znów klęczę w rozpaczy i pragnę powrotu
mej bestii, która wie jak zagłuszyć to co bezszelestne…

Czym jestem……………






Powrót kochanka...



Witaj mój stary kochanku…
trochę cie zaniedbałam…
w pewnym sensie nawet tęskniłam…
dziś znowu przejmujesz moje ciało…
mój umysł…
opanowanie…
….
zapach  twojego oddechu
jak zawsze zniewala…
nienawidzę cię i pragnę…
pożądam i odrzucam zarazem…
….
Stoisz tuż obok patrząc w moje oczy…
kusisz i nęcisz…
obalasz mnie i wygrywasz…
a ja poddaje się twoim kłamliwym zalotom…

Dziś powspominamy…
o szóstce…
o prawdzie i kłamstwie…
o brudzie i słabości…
o nienawiści,
bo przecież zawsze przychodzisz tu właśnie z nią…

Dziś znowu odbierzesz mi sen…
rano pozostawiając ból głowy…
i to pragnienie…
nieustanne…
odwieczne…
nie zaspokojone…

Nocna droga...



Bezkresna ulica
oświetlona tylko światłami samochodu…
noc bez granic i obowiązków…
świat bez zasad
tylko ty i nawierzchnia…
coś gna cię w tę bezszelestną przestrzeń…
coś ściga cię nocami po wyjeżdżonych już trasach…
ciągle uciekasz…

dziś znowu jadę…
tam daleko, gdzie nikt się mnie nie spodziewa…
z muzyką rozwaloną na full
aby zagłuszyć własne myśli…
nigdy nie dojechałam do celu mej podróży…
nigdy nie znalazłam odpowiedzi na pytanie…

gładka powierzchnia asfaltu
smagająca zmysły…
równo ustawione drzewa
łagodzące myśli…
mrok wszechobecny
oplatający rozdarte emocje…


Nienawiść jest tuż, tuż za mną…
Agresja nieco przede mną…
Cisza siedzi obok i czeka…

Ja wciskam gaz do dechy i szczerze liczę,
że tym razem znajdę ukojenie…