10. Dżungla…/ Marzenie …

 



Spalone połacie …

Szukałam tu istot …
szukałam nadziei …
lecz to miejsce przerasta mnie na ten czas …

Niczym drzazga wbita w palec…
ciągle pod skórą..
jątrzy się i wadzi …

To miejsce jest drzazgą…
wolałabym aby go nie było…

wyruszyłam w drogę …
i nie kończąc jej rozpoczęłam kolejną…
do zamczyska…

Paradoksem tej podróży jest fakt
że od początku ta podróż kierowała moje stopy waśnie tu…
do zamczyska…
każda podróż, wędrówka kieruje mnie tu …
aby zmierzyć się tym co
zapomniane…
wyparte…
odrzucone…

miasto snów …
dzisiaj uświadomiłam sobie
że zdobywając ten majestatyczny zamek
moje miasto legnie w gruzach…
dziwny żal …
nostalgia …

nigdy nie przyglądałam się podziemiom tego miejsca…
a podziemia to dżungla …
dlatego tak ciężko mi się tam odnaleźć …
bo dżungla jest idealnie pod zamczyskiem…

wszystkie drogi prowadzą tutaj…
najgorsze zmory i koszmary
obawiają się tylko tego miejsca…

moja skaza…
moja klątwa…
czarodziej…

To miejsce kiedyś było piękne …
pozbawione mroku i brudu…
ogród był kompatybilny z zamkiem…
połączony i otulał ten majestatyczny budynek…
mieszkał tam Ktoś inny…
ja byłam całością …
pełną uczuć i emocji …
nic poza tym miejscem nie istniało …
żadne cholerne miasto…

coraz częściej pamiętam siebie …
bez zniekształceń i ran…

byłam ciekawym młodym człowiekiem …
dobrym…
pozbawionym podstępu i skomplikowania…
prosta…
czysta…
szlachetna…
ciekaw świata i ludzi…
ufna …
dobroduszna…
pomocna…
czasem rozwydrzona tak jak dzieci
które czegoś po prostu chcą…
często uparta…
byłam dobra …

Byłam …

Już nie jestem …
rozerwałam się na strzępy aby przetrwać…
musiałam się zmienić…

Chciałabym aby to nie było już ważne …
ale jest …
bo właśnie przez To wszystko,
 ciągle jestem w podróży…
szukam siebie z tamtych lat …
szukam spokoju i sprawiedliwości …
dziś to niby nie jest mi potrzebne …
ale ciągle odczuwam brak czegoś …
czegoś w sobie i poza sobą …

w moich podróżach wiele się nauczyłam…
dobrych i złych rzeczy…
niektóre są mi dalej potrzebne,
ale są i te które nie przedstawiają wartości…

marzy mi się świat …
bez miasta …
tylko z przepięknym majestatycznym zamkiem
otoczony bujnym ogrodem
po którym przechadza się dobro …
delikatnie, szlachetnie podziwiając to co stworzył…
marzy mi się dziecko z radosnym uśmiechem
biegającym w tej przestrzeni bez lęków i obaw…
a może już nie dziecko …
lecz dojrzały dorosły człowiek …
łagodny i pewny, że to miejsce należy do Króla
pozbawionego zła i brzydoty tego świata …

Czas walczyć …
jestem wojownikiem i będę walczyć o to marzenie …
i nie dlatego, że życie mnie tego nauczyło
tylko dlatego bo tak właśnie trzeba …