Z tamtej perspektywy
góra nie miała końca...
Nigdy nie wchodziłam na sam szczyt,
Wystarczyło wejść do połowy
A i tak wydawało się że to wysoko...
Prędkość budziła radość i frajdę...
Wiatr we włosach...
Brak leku, tylko radosna prędkości...
Lecz tego dnia moje dzieciństwo się skończyło....
Skończyło się wcześniej ale wtedy to dostrzegłam...
Pustka u podnóży góry dopadła mnie bezlitośnie...
Siedziałam i płakałam...
Aż oczy nie miały już łez...
Płacz przerodził się w ból i zamieszkał w moim sercu na zawsze...
Mam poczucie że minęły wieki od tego dnia ...
Nigdy o tym dniu nie zapomniałam...
Po prostu nie wracałam do tego wspomnienia aż do wczoraj ...
Nie gdy już do dnia, tej góry, nie czułam radości jaką pamiętam z przed ...
Przed wydarzeniami, które mnie zniszczyły...
Nie pozwalając sobie na obronę swego wnętrza odczuwam żal i smutek...
Dziecko, które przestało być dzieckiem tym samym dalej nim będąc...
Nie byłam dorosłym... dalej byłam smutnym dzieckiem bez chwili ukojenia ...