Siedzę w pozycji lotosu…
medytuje…
Walczę z myślami…
próbuje uporządkować…
wyplewić i zmiażdżyć relacje zbędne, niepotrzbne i przestarzałe…
Moje kręgi…
ustalenia jakie wybudowałam w sowiej głowie
zakładały pięć osób najbliższych…
Niezbędnych
do stosunkowo prawidłowego funkcjonowania…
do swego rodzaju równowagi…
minęło parę lat jak uzbierałam te osoby.
Po paru latach zostały mi 3…
Mam przeczucie, że za parę lat
będę mieć szczęście jeśli zostanie mi
jedna…
Moje fundamenty, na których oparłam swoje „dobro”
Ideały do których pragnę dążyć…
Czystać i piękno, którą pragę dosięgnąć…
Kolejny krąg,
kandydaci …
Nie pozostał żaden aby uzupełnić piątkę…
aby stworzyć nowy twardszy fundament…
Kolejny krąg,
niezliczona ilość
i klarujące się dwie osoby..
do grona kandydatów…
Jest jeszcze jedna przestrzeń,
której nie umiem umiejscowić…
na niej chciałabym się skupić…
Powstał przed samymi fundamentami…
Z tej przestrzeni pochodzi jeden z fundamentów…
Obecnie były tam dwie osoby…
pozbycie się jednej nie było trudne
czas przewietrzył tę relację…
A raczej wysuszył ją na wiór i rozsypała się w nibyt…
minęło już piętnaście lat od ostatniego spotkania…
lecz jest druga…
Sowa…
pozyskała miano Istoty,
zwierzęcia i człowieka w moim wnętrzu…
Problematyczna rzecz…
Nie wiem kiedy…
Nie wiem jak…
Nie wiem dlaczego…
Oczy Sowy zamieszkały w moim wnętrzu…
Lód…
Znam ten wyraz…
aż za dobrze…
Może dlatego wybrałam Sowę do współpracy…
To spojrzenie nie było mi obce …
Ironicznie można rzec,
że poczułam się jak w domu…
Jak przed lustrem,
przed laty…
Wyróżniam kilka wyrazów oczu…
nie każdy po swoich doświadczeniach
ma ów wyraz…
Nie u każdego doświadczenia wypalają blizny,
w spojrzeniu…
1. Ogień…
charakteryzuje się gniewem, złością i chęcią zniszczenia…
Jeśli się nie zabliźni w porę przechodzi w drugi wyraz.
2. Smutek
nie trzeba tłumaczyć … Jeśli i on się nie zabliźni mamy
3. Lód
Dystans spowodowany strachem i cierpieniem
rezerwa wymieszana z nutą wrogości …
wszystko podszyte strachem przed kolejnym rozczarowaniem, zdradą i bólem…
jeśli i ta rana się nie zabliźni…
4. Pustka…
Ciemność i rezygnacja …
Każda próba zbliżenia się lawinowo wyzwala ogień, smutek i lód…
ale ostatecznie wchodzi w mrok i obojętność…
Jeśli ta rana się nie zasklepi……..
5. Śmierć…
tu można podzielić ją na 2 typy ludzi…
z pierwszego poznałam tylko dwie osoby w swoim życiu…
bardzo niebezpieczne … oziębłe … psychopatyczne…
i drugi… nie znam nikogo kto przeżył…
To tylko moja interpretacja mogę się mylić…
i zawsze liczę na to, że się mylę…
lecz póki co nie pomyliłam się ani razu…
pragnę się mylić…
obym źle interpretowała…
Może mylę się co do Sowy…
Może źle zinterpretowałam wyraz oczu…
zatem czym był?
Dlaczego mimowolnie zamieszkał w moim wnętrzu
i stał się pasażerem, o którym myślę z taką troską…
dlaczego ten wyraz nie był mi obcy…
rozważałam szczeniackie zauroczenie…
lecz wiem, że to nie to…
nie jest dla mnie atrakcyjny…
nie fizycznie…
Intelektualnie owszem…
fascynuje mnie …
Ma coś czego ja nie mogę uzyskać…
Perspektywa Sowy jest zupełnie inna,
uwarunkowana innymi doświadczeniami…
ehhhh….
Ciekawi mnie myślenie i postrzeganie rzeczywistości Sowy…
Lepiej niż ja widzi na dystans i w ciemności…
A jeśli moje spostrzeżenia dotyczące lodu są słuszne
to lepiej idzie Mu zabliźnienie ran… ja dawno minęłam ten etap…
I jedyne co mam to wahanie się między pustką a śmiercią…
Musze …
nie wiedzieć dlaczego…
Wyrwać Sowę z tej przestrzeni…
Albo zniszczyć ową przestrzeń…
Nie dostrzegam sensu istnienia Owej więzi
z mojej strony…
Może kieruje mną strach…
Może …
jest bliżej niż sama tego chciałam…
Może …
już dawno i przed Sową stałam się bezbronna…
Może …
Dlatego pojawiła się chęć zniszczenia we mnie
tego miejsca w moim wnętrzu…
Może…
przeoczyłam moment kiedy powinnam się wycofać…
…
Aby znaleźć rozwiązanie chciałam się przyjrzeć z bliska…
opracowałam strategię…
lecz jedyne co mi przyniosła
to świadomość jak bardzo wbił się szponami we wnętrze…
bez szelestnie …
obrałam drugą strategię…
unikanie…
lecz coś we mnie pragnie upewniać się,
że tam wszystko ok…
…
Sowa mnie oswoiła w pewnym sensie…
Lecz ja nie wiem jak oswoić Sowę…
Pragnę dowiedzieć się tak wiele…
Nauczyć … przyswoić…
Lecz ciągle myślę
czy robal może podejść tak blisko
do drapieżnika, który żywi się mięsem…
Ta cholerna ciekawość kiedyś mnie zgubi…
Lub już mnie zgubiła
tylko jeszcze o tym nie wiem….
[...]
Ściany się burzą, szyby pękają na raz
Lecę w dół przez
błędy wszystkich lat
Widzę wyraźnie pełne rozczarowań twarze
A w oczach ból i
gniew uśpionych zdarzeń
Kłamałem więcej, niż kiedykolwiek chciałbym przyznać
A
w moich żyłach płynęła krew zimniejsza niż stal
Dlatego dzisiaj jestem całkiem
sam
Mój nieznajomy, czy widzisz to co ja?
Jak to możliwe, ze ktokolwiek ufał
mi?
Pozornie szczery, lecz nigdy tak jak dziś
To samo miejsce, ten sam zmęczony
strach
Wśród tłumu ludzi odbijam się od dna
Żegnaj nieznajomy, już nie chcę
twoich rad...