Poznałam Ją przypadkiem…
chwilę rozmawiałyśmy …
nic wielkiego ale coś zwróciło moja uwagę…
coś w spojrzeniu…
w uśmiechu twarzy bez udziału oczu…
przynajmniej wtedy...
jakiś czas się nie widziałyśmy…
Później więcej godzin można by zliczyć jak się widziałyśmy …
spędziłyśmy szmat czasu …
nocy, dni na rozmowach, upadkach i powstaniach…
Nie zauważyłam momentu kiedy zaczęła rozjaśniać mrok...
Nie zauważyłam kiedy stała się tak bliska i drogocenna…
Nie żałuje …
jest zbyt droga temu miejscu …
To miejsce, bez Niej, w pewnym sensie nie istnieje…
To miejsce bez Niej nigdy nie zaczęło by istnieć...
…
Ostatnio siedząc i myśląc o Córce potężnego Lwa
odkryłam, że jeśli coś jej się stanie ta część dżungli
obumrze, spłonie … zniknie….
…
Dla Niej zapragnęłam po raz pierwszy być lepsza…
Widząc Ją chciałam być dobra…
dalej pragnę być lepsza, dobra …
bo to w Niej dostrzegam dobro jej Ojca…
dobro, którym Ona żyje i oddycha…
…
dała mi więcej niż zasługiwałam…
daje mi więcej niż zasługuje…
daje mi więcej niż zasługuje…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz