Noc…
ona nie wybacza błędów…
jest jak sumienie…
ciągle analizuje i przedstawia swe wyroki…
przypomina i wytyka…
moja noc nie wytyka mi teraźniejszości…
to wytyka mi sumienie…
noc wskazuje mi na przeszłość…
odbiera sen i przyjemność snów…
nie lubię nocy…
zbyt długo ukrywam się w jej mroku…
ostatnio chodzi mi po głowie wyjawienie mojego mroku…
ale wiem,
że nikt by tego nie uszanował…
że nikt by tego nie zrozumiał…
i że do póki czarodziej żyje…
jeśli istnieje jedna setna procenta, że on się domyśli…
nie wiem nawet jak, ale że jakoś się zorientuje…
wówczas odbierze mi wszystko…
sama nie wiem co może mi jeszcze odebrać…
odebrał mi rodzinę, życie i człowieczeństwo…
odebrał uczucia i uczynił ze mnie przedmiot…
….
stary znajomy zwracał mi uwagę na konsekwencje…
domyślał się od początku,
lecz nigdy nie nazwał tego po imieniu…
nie on jeden nie nazwa tego po imieniu…
ja też nie umiem…
…
Dzieciaki myślą, że życie jest łatwe i beztroskie…
chyba nigdy nie byłam dzieciakiem…
wizualnie, intelektualnie tak…
dalej nim jestem…
niedojrzałym bachorem…
lecz podejście do życia mam przestarzałe…
chyba dlatego dogaduje się z dorosłymi ludźmi…
bo pomimo metryki, też wiem do czego są zdolni ludzie…
…
dziś toczę kolejne negocjacje ze swoim kochankiem…
błagam go żeby odszedł…
aby mi już odpuścił…
zauważam już drżenie rąk…
udaje, że go nie ma i że to niedobór magnezu…
tłumacze sobie te zachowania organizmu…
…
ulice nieustanie wzywają mnie do spaceru…
lecz wiem, że to nie będzie tylko spacer…
wiem jak to się skończy…
znam każdą miejscówkę gdzie znajdę guza…
niektórzy mówią żebym się popłakała i mi minie…
nieświadomi naiwniacy…
gdybym uwierzyła, że płacz rozwiąże te problemy
stała bym się słabym elementem, łatwym do opanowania…
a ja nie mogę pozwolić sobie na tę słabość…
jak i od lat nie mogę pozwolić sobie na ludzi bliskich, bo on ich zniszczy…
zniszczył we mnie wszystko co kochałam…
oprócz jednego…
……..
noc nie daje mi spokoju…
dręczy i krzyczy do mojego wnętrza…
gdybym mogła i cofnęłabym się w czasie…
dziś bym zaryzykowała utratę wszystkiego
na innych warunkach…
dziś bym wyraziła zgodę
na odwieczne spojrzenie, jak na ofiarę…
…
kochanek bełkocze,
bo gdyby tak było szybko bym to załatwiła…
takie sprawy nigdy nie ulegają przeterminowaniu…
oto konsekwencja mojej decyzji…
to co musze nieść pomimo braku sił…
w milczeniu i osamotnieniu…
nikt nie może tego za mnie dźwigać…
i mimo, że przy podejmowaniu decyzji tego nie wiedziałam…
to dziś już wiem i będę to gówno nosić…
pomimo krzyku nocy…
pomimo kochankowi, który też od lat uważa to za głupotę…
lecz dalej mnie zwodzi, aby w końcu w pierdzielić mnie do grobu…
jest jeszcze mój ex, który wraca w moich myślach…
i nęci mnie do znalezienia jakiegoś dilera…
i chyba on zaczyna niepokoić mnie najbardziej………
ona nie wybacza błędów…
jest jak sumienie…
ciągle analizuje i przedstawia swe wyroki…
przypomina i wytyka…
moja noc nie wytyka mi teraźniejszości…
to wytyka mi sumienie…
noc wskazuje mi na przeszłość…
odbiera sen i przyjemność snów…
nie lubię nocy…
zbyt długo ukrywam się w jej mroku…
ostatnio chodzi mi po głowie wyjawienie mojego mroku…
ale wiem,
że nikt by tego nie uszanował…
że nikt by tego nie zrozumiał…
i że do póki czarodziej żyje…
jeśli istnieje jedna setna procenta, że on się domyśli…
nie wiem nawet jak, ale że jakoś się zorientuje…
wówczas odbierze mi wszystko…
sama nie wiem co może mi jeszcze odebrać…
odebrał mi rodzinę, życie i człowieczeństwo…
odebrał uczucia i uczynił ze mnie przedmiot…
….
stary znajomy zwracał mi uwagę na konsekwencje…
domyślał się od początku,
lecz nigdy nie nazwał tego po imieniu…
nie on jeden nie nazwa tego po imieniu…
ja też nie umiem…
…
Dzieciaki myślą, że życie jest łatwe i beztroskie…
chyba nigdy nie byłam dzieciakiem…
wizualnie, intelektualnie tak…
dalej nim jestem…
niedojrzałym bachorem…
lecz podejście do życia mam przestarzałe…
chyba dlatego dogaduje się z dorosłymi ludźmi…
bo pomimo metryki, też wiem do czego są zdolni ludzie…
…
dziś toczę kolejne negocjacje ze swoim kochankiem…
błagam go żeby odszedł…
aby mi już odpuścił…
zauważam już drżenie rąk…
udaje, że go nie ma i że to niedobór magnezu…
tłumacze sobie te zachowania organizmu…
…
ulice nieustanie wzywają mnie do spaceru…
lecz wiem, że to nie będzie tylko spacer…
wiem jak to się skończy…
znam każdą miejscówkę gdzie znajdę guza…
niektórzy mówią żebym się popłakała i mi minie…
nieświadomi naiwniacy…
gdybym uwierzyła, że płacz rozwiąże te problemy
stała bym się słabym elementem, łatwym do opanowania…
a ja nie mogę pozwolić sobie na tę słabość…
jak i od lat nie mogę pozwolić sobie na ludzi bliskich, bo on ich zniszczy…
zniszczył we mnie wszystko co kochałam…
oprócz jednego…
……..
noc nie daje mi spokoju…
dręczy i krzyczy do mojego wnętrza…
gdybym mogła i cofnęłabym się w czasie…
dziś bym zaryzykowała utratę wszystkiego
na innych warunkach…
dziś bym wyraziła zgodę
na odwieczne spojrzenie, jak na ofiarę…
…
kochanek bełkocze,
bo gdyby tak było szybko bym to załatwiła…
takie sprawy nigdy nie ulegają przeterminowaniu…
oto konsekwencja mojej decyzji…
to co musze nieść pomimo braku sił…
w milczeniu i osamotnieniu…
nikt nie może tego za mnie dźwigać…
i mimo, że przy podejmowaniu decyzji tego nie wiedziałam…
to dziś już wiem i będę to gówno nosić…
pomimo krzyku nocy…
pomimo kochankowi, który też od lat uważa to za głupotę…
lecz dalej mnie zwodzi, aby w końcu w pierdzielić mnie do grobu…
jest jeszcze mój ex, który wraca w moich myślach…
i nęci mnie do znalezienia jakiegoś dilera…
i chyba on zaczyna niepokoić mnie najbardziej………