17. Miasto snów... / Sen o miłości...



Nie zawsze żyłam z kamieniem,
które nieustannie bije w mojej piersi…
Nie urodziłam się z chłodnym wzrokiem na uczucia…
Nie stworzono mnie kreaturą
pozbawioną ludzkich odruchów…
Kiedyś taka nie byłam…
Pamiętam sen o miłości…
przyśnił mi się tylko raz…
wtedy kiedy podjęłam ostateczną decyzję…
decyzję, która zrzuciła mnie w otchłań pustki…
był to sen o rodzinie…
nie tylko mojej jako rodzice, kuzyn, wujostwo…
ale o rodzinie, którą miałam założyć jak dorosnę…
był to sen beztroski i malowniczy…
pełen uczuć tak intensywnych i ciepłych…
lecz każdy sen kiedyś się kończy…
Ten nigdy już do mnie nie wrócił…
jak i uczucia nigdy już nie powróciły…
nie żałuje…
ani uczuć…
ani miłości…
ani snu…

ani miłości……
kiedyś Sumienie w łagodnym śnie
powiedziało mi, że nie znam miłości…
a to co ją nazywam, jest czymś innym…
pewien mądry człowiek potwierdził te słowa…
lecz jak rozróżnić kłamstwo od prawdy…
jak rozróżnić smak gruszki od jabłka
jeśli nigdy się ich nie kosztowało….

W tej plątaninie snów
dostrzegam przedmieścia wspomnień…
tam mnie jeszcze nie było…
nie pamiętam już tych snów…
a jednak powracają w tym mglistym poranku…
powracają abym pamiętała…..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz