Szukam Cię…
lecz to za mało…
co noc myślę o własnych błędach…
złych wyborach…
tęsknotach …
zamordowanych pragnieniach…
…
Jeśli kiedyś miałam Anioła stróża…
to On chyba umarł…
z żalu …
że nigdy się nie obróciłam
jak odchodziłam od siebie…
a kiedy już zatęskniłam …
kiedy w końcu się obróciłam
już go nie było…
zbyt daleko odeszłam…
…
Stworzyłam świat we własnej głowie …
pozbawiany miejsca dla mnie z przed lat…
…
Leże dziś rozszarpana …
na cmentarzysku jestem pokarmem
dla niedobitków moich uczuć…
wynaturzone zombie …
szukają serca aby je pożreć…
…
mogłabym wyciągnąć rękę aby Cię dosięgnąć…
mogłabym…
ale jeszcze nie dziś….
wówczas byłabym o krok bliżej siebie…
mogłabym …
lecz proszę …
jeszcze nie dziś….
Widzę Cię opiekunie tej przestrzeni…
nie chce z Toba rozmawiać…
nie chcę abyś stała się jednym ze mną…
nie chce …
nie udźwignę więcej …
…
nie wszystkie wspomnienia są złe…
pamiętam tez miłe rzeczy …
ale Ty nie niesiesz z sobą miłych wspomnień…
chyba znowu popadam w obłęd…
znowu czuję się oderwana…
spadam i wiem, że nie Ty jesteś uderzeniem w ziemie…
zostałaś jeszcze Ty i najstarszy z bytów…
porzucam was dzisiaj…
muszę strawić dwa pozostałe …
aby nie oszaleć…
narzuciłam sobie zbyt szybkie tempo …
…
nie podchodź do mnie…
nie dotykaj mnie…
nie chce stać się jednym z Tobą…
proszę zlituj się …
…
Lecz w waszej naturze nie ma litości..
bo skąd byście miały ją znać…
nie ma w was miłości …
miłosierdzia też nie odnajduje …
patrzysz swoimi hebanowymi oczami…
Ty nosisz ból istnienia …
Ty nosisz ból jestestwa…
Ty nosisz ból egzystencji …
…
nie mogę jeszcze go poczuć…
proszę odejdź….
…
Zakapturzona postać w długim płaszczu
z piórem i kartką…
mieczem i łopatą…
hebanowe przeszkolone oczy…
zaszyte usta, nieustnie próbują rozerwać szwy…
dłonie brudne od ziemi i tuszu…
wygląda jak śmierć…
lecz To nie ona jest śmiercią …
oddala się chwiejnym krokiem …
siada przy jednym z grobów …
łagodnym lekkim ruchem nadgarstka coś pisze…
z papirusu wydobywa się obłok, jak gdyby jej słowa były żywe…
jak gdyby każda litera stawała się istniejącym faktem…
z wolna zbliżają się zombiaki…
nie zauważyłam kiedy mnie otoczyły…
moje jedyne bezpieczne miejsce jest zagrożeniem
bo nie mogę jej dotknąć …
nie mogę się do niej zbliżyć…
w zasadzie to mogę…
po prostu tego nie chce…
wiec pozwolę aby zombie mnie rozerwało…
aby uczucia mnie pożarły …
Gumiś …
to uczucie nieważkości…
granica zatarta, gęstym dymem rzeczywistości…
nieostra przestrzeń mnie otacza…
lot na księżyc ale czy z powrotem…
mogę zatrzymać klatkę w filmie wspomnień…
mogę przyjrzeć się, dotknąć i na nowo poczuć…
na początku jest miło …
radość, śmiech i głupkowaty humor…
później wszystko zaczyna gęstnieć…
pojawiają się natarczywe wspominania
bólu…
chłodu…
twardych pięści…
rozdarcia….
i mimo że nie chcę …
jakaś siła wrzuca mnie w to wydarzenie…
przyglądam się…
dotykam…
czuje …
Maryśka…
pospiesznie wciągam biały dym…
trzymam do bólu, wypuszczam w duszącym kaszlu…
i zapijam Jackiem aby zwilżyć duszę…
Myśli lawirują …
są chaotyczne …
Zastanawiam się czy wtedy stóp sobie nie pościerał…
dywan, tarcie realne…
a dywan jak wygląda po starciu naskórka…
mikroskop coraz bliżej komórek …
A może iść na miasto … noc na bani …
od dziesięciolecia tego nie było …
telefon…
bliskość ciał…
oddech na szyi …
gwiazdy…
woda… Już poranek…
szybka chmura …
Ona nachodzi…
Gumiś stał się niesmacznym kacem…
Maryśka jeszcze ze mną …
chociaż procenty zostały…
Ochłapy jakie czułam przez większość życia są niczym w porównaniu z tą falą…
Jeśli by wykorzystać wizualizacje i porównać to do zapory wodnej…
wówczas mieli byśmy do czynienia z zaporą betonową ciężką…
Na jej gładkiej betonowej tafli nie byłoby już pęknięć…
byłyby wyrwy …
nieustannie powiększające się, poprzez niewyobrażalną siłę napierającej
wody…
w sumie idąc w tę abstrakcję dalej, to tama służy do pozyskiwania energii…
wiec co pozyskiwała moja zapora wodna?
napędzała logikę?
szaleństwo?
przetrwanie?
a może jej jedynym celem było ograniczyć straty
w razie zbyt dużych opadów …
…
Noc minęła długim męczącym westchnieniem…
miło było chwilę pospać ale tan czas chyba znowu już za mną…
głód już nie tyle procentów, trawi moje zbolałe trzewia…
odpalam fajkę za fajką w ten słoneczny poranek…
mój mały dar cicho śpi …
dalej spadam w sobie …
alkohol powoli opuszcza moje komórki …
pokusa aby go zatrzymać jest niewyobrażalna …
lecz jeszcze nie teraz …
jeszcze kilka godzin i dalej wyruszę w podróż…
w podróż w głąb siebie …
i nie będę sama …
moimi towarzyszami będzie dwóch smętnych Panów…
zagłada i śmierć…
procent i fentanyl…
Poszukuje Cię…
kamienica luster …
opisywałam kiedyś to miejsce …
ten tekst spłoną wraz sześcioma innymi tekstami …
pamiętam posmak cierpkiego wina w ustach…
zapach palonych kartek w pustej ciemnej przestrzeni …
szum wiatru i mrok nocy …
Ale wróćmy do miasta snów…
do kamienicy…
kojarzy mi się z lustrzanym labiryntem…
słyszę już Twój oddech…
czuje Twój odór ..
wiem gdzie jesteś….
…
Witaj Rito….
mój trzeci idealny bycie …
moja masko, funkcjo, trybie…
jesteś najmłodsza z pozostałych …
szyba zniknęła miedzy nami …
widzę Cię w całej Twej okazałości…
mogę Cię w końcu dotknąć …
lecz do naszego dialogu będzie potrzeba czegoś więcej….
Twoje stworzenie oparłam na wzór lustra …
Twoim podstawowym zadaniem było odbijać i stawać się tym co odbijesz…
czas odbić siebie …
Czas przyjrzeć się naszym kształtom …
naszym wynaturzeniom i naszemu wnętrzu…
…
Pamiętasz pierwszą osoba jaką odbiłaś?
ja już pamiętam…
chłopak ze szkoły…
nie lubiliśmy się …
ale odbicie go ukazało nam coś niezwykłego…
cierpienie …
okazało się, że nie tylko my odczuwamy niewymowny wewnętrzny ból…
On też go nosił …
I Ty ukrywasz mój ból…
albo jakąś część tego bólu…
To skrywasz za cienką warstwą srebra na swojej skórze …
spójrz na mnie!
…
Chaos …
żal…
ból..
…
wszystkie lustra pękły…
Otacza mnie pełno szkła …
obskurne ściany i pustka…
wspomnienia zwolna wypełniają moje myśli…
niektóre uzupełniają stare wspominania
inne są nowe … nie znane …
smutek nasyca się na nowo …
lecz wiąże się jak gdyby w jedną całość z żalem…
nawet procenty nie dźwigają Tego szaleństwa…
…
dość na dziś…
więcej już nie wypije, nie dam rady …
trzeci byt znikną …
a ja …
szukam mojego ex bo kochanek, nie dźwignie już nic więcej…
Smutek…
Wina…
to skrywał narrator…
…
widzę jak przez szybę trzeci byt…
nie mogę jej dotknąć…
próbuje rozbić to szkło …
uderzam bezsilnie…
wiem co Ona kryje…
…
A smutek, no cóż…
dobija mnie…
dawno nie podjmowałam decyzji siła logiki…
…
spdam w otchłań…
w bezkresną czerń i mrok…
dostrzegam z oddali nad sobą linę…
może nie było mi tam, aż tak źle…
ale podjęłam decyzję …
świst wiartu wypełnia mi nozdrza …
czuję się źle i dobrze zarazem…
czuje jakby cała radość gdzieś zniknęła…
nigdy nie istniała…
bezmyślne siedzenie sprawia mi dużą satysfakcje …
nicość w głowie rani i koi zarazem…
gdyby nie te procenty …
stagnacją pożarła by mnie bezreszty…
…
jak głębko muszę spaść?
jak długo można spdać?
czy ten stan nie doprowadzi mnie do obłędu?
jak żyć w mroku, pustce i smutku z ciągłym poczuciem pochłaniającej Cię odchłani?
…
Muszę rozbić szybę…
wiem, że wraz z pęknieciem szyby i ja pęknę, roztrzaskująć się o dno
przepaści…
ale wolę to niż żyć w tej beznadziei…
wole to niż nieżyć pełnią…
pełnią siebie…
Eksplozja …
ruiny zostały rozerwane …
cienie w popłochu umknęły
w każdym kierunku tego świata…
…
Stworzyłam to miejsce …
nie wyglądam już jak dziecko…
dostrzegam blizny na swych rękach…
od lat nie opuszczałam ruin…
czas zburzyć miasto …
i rozbić bańkę, w której znajduje się ta przestrzeń
aby to co ukryte mogło wymieszać się z tym co widzialne …
…
Ale muszę odnaleźć jeszcze trzy byty…
wiem gdzie One prowadzą poszukiwania …
dopadają mnie pierwsze konsekwencje …
co czuje ?
smutek…
nie podejrzewałam, że jest On tak przytłaczający…
nowe wspomnienia …
mam już dosyć tej podróży …
muszę się przespać …
może jutro …
oby jutro było to bardziej do zniesienia …
Gdzie jesteś dzieciaku…
szukam Cię …
ostatnio byłaś w dworku …
ruiny wnętrza …
to miejsce już opisywałam…
dalej robi na mnie wrażenie…
zatyka dech w piersi…
przyśpiesza bicie serca…
szukam Cię …
może jeszcze tu jesteś…
…
Szukam jaskini…
mam odpowiedź …
tylko czy ta prawda jej nie zniszczy…
sama boje się tej odpowiedzi …
może ona zmienić wszystko …
…
błąkam się po starych zaniedbanych korytarzach…
cienie otaczają mnie dookoła …
wytkają wszystkie najboleśniejsze rzeczy…
oskarżają i wytykają błędy…
czuję się jak bym była o krok od obłędu…
ratują mnie tylko procenty w mojej krwi …
chwiejny krok i rozmazany obraz …
…
błąkam się tu od wielu godzin …
nie mogę znaleźć jaskini …
może źle do tego podchodzę…
może drogą do jaskini nie jest walką …
może jest przyjęciem faktów …
…
jestem słaba …
nie kontroluje życia …
jestem …..
nie dam rady tego wypowiedzieć …
może nie ja mam to wypowiedzieć …
jestem jednym z wielu bytów…
…
Klęczymy na wprost siebie …
Ja i TY …
Czy masz dla mnie odpowiedz ?
istota dorosła przypominająca mnie …
stworzyłam Cię …
miałaś być pomiędzy …
miedzy trzema odsłonami …
miałaś być dorosłym narratorem…
aby przyglądać się każdej z odsłon …
Miałaś swobodnie poruszać się po mieście snów…
Ale coś poszło nie tak …
Znalazłaś odpowiedź ?
…
To nie ja mam wrócić do Was…
To Wy macie wrócić do mnie …
do najsłabszej swojej części…
wzbogacone doświadczeniem …
odpowiedziami…
to wszystko nie miało tak wyglądać…
Stworzenie Was nie miało tak wyglądać…
ale oszalałam …
emocje mnie zniszczyły i wymknęłyście się spod kontroli…
póki nie powrócicie do mnie, będziesz stać na linie…
każda z trzech odsłon musi mnie odnaleźć i zaakceptować słabość…
A Ty narratorze …
Już znasz prawdę i czas ją wypowiedzieć…
Balansuje bezwiednie na linie…
kontrolując każde mrugnięcie, wdech i wydech…
każdą myśl i spojrzenie aby tylko utrzymać równowagę…
przepaść z oddali szepce …
co jeśli spadnę ?
co czeka mnie na dnie ?
głosy z zewnątrz nieustannie kołyszą moim ciałem…
a szept z mroku jest niczym huragan…
zamykam oczy …
przenoszę się na cmentarzysko…
ten ostatni raz powracam do przestrzeni, którą stworzyłam aby przetrwać…
…
Wzywam Was z najdalszych zakątków mojego wnętrza.
wzywam Was moje byty, które stworzyłam.
Wołam Was po imieniu, które sama wam nadałam…
oczekuje że i Wy wezwiecie swoje potomstwo, które stworzyłyście bez mojej wiedzy i
zgody…
…
pusta przestrzeń nagrobków wypełnia się zwolna
karykaturalnymi istotami nie przypominającymi ludzi …
są wypaczone, niedopracowane, zniekształcone…
i trzy idealne byty, zmęczone, wyblakłe, nie funkcjonujące od dłuższego czasu…
…
przestrzeń zapełniła się po brzegi …
przechadzam się miedzy nimi i próbuję odgadnąć co mijam…
- gniew…
- odraza…
- złość…
- ból…
- smutek…
- radość…
- euforia…
- rozbawienie…
- zawód…
zbyt wiele Was aby nadać każdemu z osobna nazwę…
nie możecie dłużej funkcjonować osobno…
zanim odbiorę Wam nazwę, kształt i formę …
Zanim zniszczę i unicestwię przestrzeń, w której Was umiejscowiłam…
mam ostatnią prośbę …
wysyłam Was do każdego znanego zakamarka tej chorej, wynaturzonej przestrzeni abyście
znalazły Tę, którą pochowałyśmy …
Szukajcie Jej wszędzie, bo czas obudzić ją z letargu…
Czas odnaleźć Tę, która nas stworzyła…
Czas oddać Jej życie, które ukradłyśmy …
Czas Ją odnaleźć…
Szukajcie…