wyplewić i zmiażdżyć relacje zbędne, niepotrzbne i przestarzałe…
Moje kręgi…
ustalenia jakie wybudowałam w sowiej głowie
zakładały pięć osób najbliższych…
Niezbędnych
do stosunkowo prawidłowego funkcjonowania…
do swego rodzaju równowagi…
minęło parę lat jak uzbierałam te osoby.
Po paru latach zostały mi 3…
Mam przeczucie, że za parę lat
będę mieć szczęście jeśli zostanie mi
jedna…
Moje fundamenty, na których oparłam swoje „dobro”
Ideały do których pragnę dążyć…
Czystać i piękno, którą pragę dosięgnąć…
Kolejny krąg,
kandydaci …
Nie pozostał żaden aby uzupełnić piątkę…
aby stworzyć nowy twardszy fundament…
Kolejny krąg,
niezliczona ilość
i klarujące się dwie osoby..
do grona kandydatów…
Jest jeszcze jedna przestrzeń,
której nie umiem umiejscowić…
na niej chciałabym się skupić…
Powstał przed samymi fundamentami…
Z tej przestrzeni pochodzi jeden z fundamentów…
Obecnie były tam dwie osoby…
pozbycie się jednej nie było trudne
czas przewietrzył tę relację…
A raczej wysuszył ją na wiór i rozsypała się w nibyt…
minęło już piętnaście lat od ostatniego spotkania…
lecz jest druga…
Sowa…
pozyskała miano Istoty,
zwierzęcia i człowieka w moim wnętrzu…
Problematyczna rzecz…
Nie wiem kiedy…
Nie wiem jak…
Nie wiem dlaczego…
Oczy Sowy zamieszkały w moim wnętrzu…
Lód…
Znam ten wyraz…
aż za dobrze…
Może dlatego wybrałam Sowę do współpracy…
To spojrzenie nie było mi obce …
Ironicznie można rzec,
że poczułam się jak w domu…
Jak przed lustrem,
przed laty…
Wyróżniam kilka wyrazów oczu…
nie każdy po swoich doświadczeniach
ma ów wyraz…
Nie u każdego doświadczenia wypalają blizny,
w spojrzeniu…
1. Ogień…
charakteryzuje się gniewem, złością i chęcią zniszczenia…
Jeśli się nie zabliźni w porę przechodzi w drugi wyraz.
2. Smutek
nie trzeba tłumaczyć … Jeśli i on się nie zabliźni mamy
3. Lód
Dystans spowodowany strachem i cierpieniem
rezerwa wymieszana z nutą wrogości …
wszystko podszyte strachem przed kolejnym rozczarowaniem, zdradą i bólem…
jeśli i ta rana się nie zabliźni…
4. Pustka…
Ciemność i rezygnacja …
Każda próba zbliżenia się lawinowo wyzwala ogień, smutek i lód…
ale ostatecznie wchodzi w mrok i obojętność…
Jeśli ta rana się nie zasklepi……..
5. Śmierć…
tu można podzielić ją na 2 typy ludzi…
z pierwszego poznałam tylko dwie osoby w swoim życiu…
bardzo niebezpieczne … oziębłe … psychopatyczne…
i drugi… nie znam nikogo kto przeżył…
To tylko moja interpretacja mogę się mylić…
i zawsze liczę na to, że się mylę…
lecz póki co nie pomyliłam się ani razu…
pragnę się mylić…
obym źle interpretowała…
Może mylę się co do Sowy…
Może źle zinterpretowałam wyraz oczu…
zatem czym był?
Dlaczego mimowolnie zamieszkał w moim wnętrzu
i stał się pasażerem, o którym myślę z taką troską…
dlaczego ten wyraz nie był mi obcy…
rozważałam szczeniackie zauroczenie…
lecz wiem, że to nie to…
nie jest dla mnie atrakcyjny…
nie fizycznie…
Intelektualnie owszem…
fascynuje mnie …
Ma coś czego ja nie mogę uzyskać…
Perspektywa Sowy jest zupełnie inna,
uwarunkowana innymi doświadczeniami…
ehhhh….
Ciekawi mnie myślenie i postrzeganie rzeczywistości Sowy…
Lepiej niż ja widzi na dystans i w ciemności…
A jeśli moje spostrzeżenia dotyczące lodu są słuszne
to lepiej idzie Mu zabliźnienie ran… ja dawno minęłam ten etap…
I jedyne co mam to wahanie się między pustką a śmiercią…
Musze …
nie wiedzieć dlaczego…
Wyrwać Sowę z tej przestrzeni…
Albo zniszczyć ową przestrzeń…
Nie dostrzegam sensu istnienia Owej więzi
z mojej strony…
Może kieruje mną strach…
Może …
jest bliżej niż sama tego chciałam…
Może …
już dawno i przed Sową stałam się bezbronna…
Może …
Dlatego pojawiła się chęć zniszczenia we mnie
tego miejsca w moim wnętrzu…
Może…
przeoczyłam moment kiedy powinnam się wycofać…
…
Aby znaleźć rozwiązanie chciałam się przyjrzeć z bliska…
opracowałam strategię…
lecz jedyne co mi przyniosła
to świadomość jak bardzo wbił się szponami we wnętrze…
bez szelestnie …
obrałam drugą strategię…
unikanie…
lecz coś we mnie pragnie upewniać się,
że tam wszystko ok…
…
Sowa mnie oswoiła w pewnym sensie…
Lecz ja nie wiem jak oswoić Sowę…
Pragnę dowiedzieć się tak wiele…
Nauczyć … przyswoić…
Lecz ciągle myślę
czy robal może podejść tak blisko
do drapieżnika, który żywi się mięsem…
Ta cholerna ciekawość kiedyś mnie zgubi…
Lub już mnie zgubiła
tylko jeszcze o tym nie wiem….
[...] Ściany się burzą, szyby pękają na raz Lecę w dół przez
błędy wszystkich lat Widzę wyraźnie pełne rozczarowań twarze A w oczach ból i
gniew uśpionych zdarzeń Kłamałem więcej, niż kiedykolwiek chciałbym przyznać A
w moich żyłach płynęła krew zimniejsza niż stal Dlatego dzisiaj jestem całkiem
sam Mój nieznajomy, czy widzisz to co ja? Jak to możliwe, ze ktokolwiek ufał
mi? Pozornie szczery, lecz nigdy tak jak dziś To samo miejsce, ten sam zmęczony
strach Wśród tłumu ludzi odbijam się od dna Żegnaj nieznajomy, już nie chcę
twoich rad...
Witaj…
dalej nie jestem gotowa …
ale już czas …
nie mogę dalej tego przedłużać…
już się nie boje…
nie może być to gorsze …
od nękających mnie starych wspomnień…
historii, której nie opowiadam…
która pomimo tylu lat …
dalej…
pali się ogniem życia…
krwawi obficie jak przed laty …
nie ważne …
a mimo to znów Cię widzę…
jakby na jawie…
dlaczego po tylu latach do mnie przyszłaś…
moja pierwsza świadoma słabość…
wybacz…
…
otwieram oczy na cmentarzysku …
dotykam czarnego porwanego płaszcza…
jest aksamitny w dotyku…
przyciągam Cię do siebie …
aby ostatecznie spojrzeć Ci w oczy …
trzymamy się za barki, opierając czoło o czoło…
czuje Cię …
…
zniknęła…
Szukam Cię…
lecz to za mało…
co noc myślę o własnych błędach…
złych wyborach…
tęsknotach …
zamordowanych pragnieniach…
…
Jeśli kiedyś miałam Anioła stróża…
to On chyba umarł…
z żalu …
że nigdy się nie obróciłam
jak odchodziłam od siebie…
a kiedy już zatęskniłam …
kiedy w końcu się obróciłam
już go nie było…
zbyt daleko odeszłam…
…
Stworzyłam świat we własnej głowie …
pozbawiany miejsca dla mnie z przed lat…
…
Leże dziś rozszarpana …
na cmentarzysku jestem pokarmem
dla niedobitków moich uczuć…
wynaturzone zombie …
szukają serca aby je pożreć…
…
mogłabym wyciągnąć rękę aby Cię dosięgnąć…
mogłabym…
ale jeszcze nie dziś….
wówczas byłabym o krok bliżej siebie…
mogłabym …
lecz proszę …
jeszcze nie dziś….
Widzę Cię opiekunie tej przestrzeni…
nie chce z Toba rozmawiać…
nie chcę abyś stała się jednym ze mną…
nie chce …
nie udźwignę więcej …
…
nie wszystkie wspomnienia są złe…
pamiętam tez miłe rzeczy …
ale Ty nie niesiesz z sobą miłych wspomnień…
chyba znowu popadam w obłęd…
znowu czuję się oderwana…
spadam i wiem, że nie Ty jesteś uderzeniem w ziemie…
zostałaś jeszcze Ty i najstarszy z bytów…
porzucam was dzisiaj…
muszę strawić dwa pozostałe …
aby nie oszaleć…
narzuciłam sobie zbyt szybkie tempo …
…
nie podchodź do mnie…
nie dotykaj mnie…
nie chce stać się jednym z Tobą…
proszę zlituj się …
…
Lecz w waszej naturze nie ma litości..
bo skąd byście miały ją znać…
nie ma w was miłości …
miłosierdzia też nie odnajduje …
patrzysz swoimi hebanowymi oczami…
Ty nosisz ból istnienia …
Ty nosisz ból jestestwa…
Ty nosisz ból egzystencji …
…
nie mogę jeszcze go poczuć…
proszę odejdź….
…
Zakapturzona postać w długim płaszczu
z piórem i kartką…
mieczem i łopatą…
hebanowe przeszkolone oczy…
zaszyte usta, nieustnie próbują rozerwać szwy…
dłonie brudne od ziemi i tuszu…
wygląda jak śmierć…
lecz To nie ona jest śmiercią …
oddala się chwiejnym krokiem …
siada przy jednym z grobów …
łagodnym lekkim ruchem nadgarstka coś pisze…
z papirusu wydobywa się obłok, jak gdyby jej słowa były żywe…
jak gdyby każda litera stawała się istniejącym faktem…
z wolna zbliżają się zombiaki…
nie zauważyłam kiedy mnie otoczyły…
moje jedyne bezpieczne miejsce jest zagrożeniem
bo nie mogę jej dotknąć …
nie mogę się do niej zbliżyć…
w zasadzie to mogę…
po prostu tego nie chce…
wiec pozwolę aby zombie mnie rozerwało…
aby uczucia mnie pożarły …
Gumiś …
to uczucie nieważkości…
granica zatarta, gęstym dymem rzeczywistości…
nieostra przestrzeń mnie otacza…
lot na księżyc ale czy z powrotem…
mogę zatrzymać klatkę w filmie wspomnień…
mogę przyjrzeć się, dotknąć i na nowo poczuć…
na początku jest miło …
radość, śmiech i głupkowaty humor…
później wszystko zaczyna gęstnieć…
pojawiają się natarczywe wspominania
bólu…
chłodu…
twardych pięści…
rozdarcia….
i mimo że nie chcę …
jakaś siła wrzuca mnie w to wydarzenie…
przyglądam się…
dotykam…
czuje …
Maryśka…
pospiesznie wciągam biały dym…
trzymam do bólu, wypuszczam w duszącym kaszlu…
i zapijam Jackiem aby zwilżyć duszę…
Myśli lawirują …
są chaotyczne …
Zastanawiam się czy wtedy stóp sobie nie pościerał…
dywan, tarcie realne…
a dywan jak wygląda po starciu naskórka…
mikroskop coraz bliżej komórek …
A może iść na miasto … noc na bani …
od dziesięciolecia tego nie było …
telefon…
bliskość ciał…
oddech na szyi …
gwiazdy…
woda… Już poranek…
szybka chmura …
Ona nachodzi…
Gumiś stał się niesmacznym kacem…
Maryśka jeszcze ze mną …
chociaż procenty zostały…
Ochłapy jakie czułam przez większość życia są niczym w porównaniu z tą falą…
Jeśli by wykorzystać wizualizacje i porównać to do zapory wodnej…
wówczas mieli byśmy do czynienia z zaporą betonową ciężką…
Na jej gładkiej betonowej tafli nie byłoby już pęknięć…
byłyby wyrwy …
nieustannie powiększające się, poprzez niewyobrażalną siłę napierającej
wody…
w sumie idąc w tę abstrakcję dalej, to tama służy do pozyskiwania energii…
wiec co pozyskiwała moja zapora wodna?
napędzała logikę?
szaleństwo?
przetrwanie?
a może jej jedynym celem było ograniczyć straty
w razie zbyt dużych opadów …
…
Noc minęła długim męczącym westchnieniem…
miło było chwilę pospać ale tan czas chyba znowu już za mną…
głód już nie tyle procentów, trawi moje zbolałe trzewia…
odpalam fajkę za fajką w ten słoneczny poranek…
mój mały dar cicho śpi …
dalej spadam w sobie …
alkohol powoli opuszcza moje komórki …
pokusa aby go zatrzymać jest niewyobrażalna …
lecz jeszcze nie teraz …
jeszcze kilka godzin i dalej wyruszę w podróż…
w podróż w głąb siebie …
i nie będę sama …
moimi towarzyszami będzie dwóch smętnych Panów…
zagłada i śmierć…
procent i fentanyl…
Poszukuje Cię…
kamienica luster …
opisywałam kiedyś to miejsce …
ten tekst spłoną wraz sześcioma innymi tekstami …
pamiętam posmak cierpkiego wina w ustach…
zapach palonych kartek w pustej ciemnej przestrzeni …
szum wiatru i mrok nocy …
Ale wróćmy do miasta snów…
do kamienicy…
kojarzy mi się z lustrzanym labiryntem…
słyszę już Twój oddech…
czuje Twój odór ..
wiem gdzie jesteś….
…
Witaj Rito….
mój trzeci idealny bycie …
moja masko, funkcjo, trybie…
jesteś najmłodsza z pozostałych …
szyba zniknęła miedzy nami …
widzę Cię w całej Twej okazałości…
mogę Cię w końcu dotknąć …
lecz do naszego dialogu będzie potrzeba czegoś więcej….
Twoje stworzenie oparłam na wzór lustra …
Twoim podstawowym zadaniem było odbijać i stawać się tym co odbijesz…
czas odbić siebie …
Czas przyjrzeć się naszym kształtom …
naszym wynaturzeniom i naszemu wnętrzu…
…
Pamiętasz pierwszą osoba jaką odbiłaś?
ja już pamiętam…
chłopak ze szkoły…
nie lubiliśmy się …
ale odbicie go ukazało nam coś niezwykłego…
cierpienie …
okazało się, że nie tylko my odczuwamy niewymowny wewnętrzny ból…
On też go nosił …
I Ty ukrywasz mój ból…
albo jakąś część tego bólu…
To skrywasz za cienką warstwą srebra na swojej skórze …
spójrz na mnie!
…
Chaos …
żal…
ból..
…
wszystkie lustra pękły…
Otacza mnie pełno szkła …
obskurne ściany i pustka…
wspomnienia zwolna wypełniają moje myśli…
niektóre uzupełniają stare wspominania
inne są nowe … nie znane …
smutek nasyca się na nowo …
lecz wiąże się jak gdyby w jedną całość z żalem…
nawet procenty nie dźwigają Tego szaleństwa…
…
dość na dziś…
więcej już nie wypije, nie dam rady …
trzeci byt znikną …
a ja …
szukam mojego ex bo kochanek, nie dźwignie już nic więcej…
Smutek…
Wina…
to skrywał narrator…
…
widzę jak przez szybę trzeci byt…
nie mogę jej dotknąć…
próbuje rozbić to szkło …
uderzam bezsilnie…
wiem co Ona kryje…
…
A smutek, no cóż…
dobija mnie…
dawno nie podjmowałam decyzji siła logiki…
…
spdam w otchłań…
w bezkresną czerń i mrok…
dostrzegam z oddali nad sobą linę…
może nie było mi tam, aż tak źle…
ale podjęłam decyzję …
świst wiartu wypełnia mi nozdrza …
czuję się źle i dobrze zarazem…
czuje jakby cała radość gdzieś zniknęła…
nigdy nie istniała…
bezmyślne siedzenie sprawia mi dużą satysfakcje …
nicość w głowie rani i koi zarazem…
gdyby nie te procenty …
stagnacją pożarła by mnie bezreszty…
…
jak głębko muszę spaść?
jak długo można spdać?
czy ten stan nie doprowadzi mnie do obłędu?
jak żyć w mroku, pustce i smutku z ciągłym poczuciem pochłaniającej Cię odchłani?
…
Muszę rozbić szybę…
wiem, że wraz z pęknieciem szyby i ja pęknę, roztrzaskująć się o dno
przepaści…
ale wolę to niż żyć w tej beznadziei…
wole to niż nieżyć pełnią…
pełnią siebie…
Eksplozja …
ruiny zostały rozerwane …
cienie w popłochu umknęły
w każdym kierunku tego świata…
…
Stworzyłam to miejsce …
nie wyglądam już jak dziecko…
dostrzegam blizny na swych rękach…
od lat nie opuszczałam ruin…
czas zburzyć miasto …
i rozbić bańkę, w której znajduje się ta przestrzeń
aby to co ukryte mogło wymieszać się z tym co widzialne …
…
Ale muszę odnaleźć jeszcze trzy byty…
wiem gdzie One prowadzą poszukiwania …
dopadają mnie pierwsze konsekwencje …
co czuje ?
smutek…
nie podejrzewałam, że jest On tak przytłaczający…
nowe wspomnienia …
mam już dosyć tej podróży …
muszę się przespać …
może jutro …
oby jutro było to bardziej do zniesienia …
Gdzie jesteś dzieciaku…
szukam Cię …
ostatnio byłaś w dworku …
ruiny wnętrza …
to miejsce już opisywałam…
dalej robi na mnie wrażenie…
zatyka dech w piersi…
przyśpiesza bicie serca…
szukam Cię …
może jeszcze tu jesteś…
…
Szukam jaskini…
mam odpowiedź …
tylko czy ta prawda jej nie zniszczy…
sama boje się tej odpowiedzi …
może ona zmienić wszystko …
…
błąkam się po starych zaniedbanych korytarzach…
cienie otaczają mnie dookoła …
wytkają wszystkie najboleśniejsze rzeczy…
oskarżają i wytykają błędy…
czuję się jak bym była o krok od obłędu…
ratują mnie tylko procenty w mojej krwi …
chwiejny krok i rozmazany obraz …
…
błąkam się tu od wielu godzin …
nie mogę znaleźć jaskini …
może źle do tego podchodzę…
może drogą do jaskini nie jest walką …
może jest przyjęciem faktów …
…
jestem słaba …
nie kontroluje życia …
jestem …..
nie dam rady tego wypowiedzieć …
może nie ja mam to wypowiedzieć …
jestem jednym z wielu bytów…
…
Klęczymy na wprost siebie …
Ja i TY …
Czy masz dla mnie odpowiedz ?
istota dorosła przypominająca mnie …
stworzyłam Cię …
miałaś być pomiędzy …
miedzy trzema odsłonami …
miałaś być dorosłym narratorem…
aby przyglądać się każdej z odsłon …
Miałaś swobodnie poruszać się po mieście snów…
Ale coś poszło nie tak …
Znalazłaś odpowiedź ?
…
To nie ja mam wrócić do Was…
To Wy macie wrócić do mnie …
do najsłabszej swojej części…
wzbogacone doświadczeniem …
odpowiedziami…
to wszystko nie miało tak wyglądać…
Stworzenie Was nie miało tak wyglądać…
ale oszalałam …
emocje mnie zniszczyły i wymknęłyście się spod kontroli…
póki nie powrócicie do mnie, będziesz stać na linie…
każda z trzech odsłon musi mnie odnaleźć i zaakceptować słabość…
A Ty narratorze …
Już znasz prawdę i czas ją wypowiedzieć…
Balansuje bezwiednie na linie…
kontrolując każde mrugnięcie, wdech i wydech…
każdą myśl i spojrzenie aby tylko utrzymać równowagę…
przepaść z oddali szepce …
co jeśli spadnę ?
co czeka mnie na dnie ?
głosy z zewnątrz nieustannie kołyszą moim ciałem…
a szept z mroku jest niczym huragan…
zamykam oczy …
przenoszę się na cmentarzysko…
ten ostatni raz powracam do przestrzeni, którą stworzyłam aby przetrwać…
…
Wzywam Was z najdalszych zakątków mojego wnętrza.
wzywam Was moje byty, które stworzyłam.
Wołam Was po imieniu, które sama wam nadałam…
oczekuje że i Wy wezwiecie swoje potomstwo, które stworzyłyście bez mojej wiedzy i
zgody…
…
pusta przestrzeń nagrobków wypełnia się zwolna
karykaturalnymi istotami nie przypominającymi ludzi …
są wypaczone, niedopracowane, zniekształcone…
i trzy idealne byty, zmęczone, wyblakłe, nie funkcjonujące od dłuższego czasu…
…
przestrzeń zapełniła się po brzegi …
przechadzam się miedzy nimi i próbuję odgadnąć co mijam…
- gniew…
- odraza…
- złość…
- ból…
- smutek…
- radość…
- euforia…
- rozbawienie…
- zawód…
zbyt wiele Was aby nadać każdemu z osobna nazwę…
nie możecie dłużej funkcjonować osobno…
zanim odbiorę Wam nazwę, kształt i formę …
Zanim zniszczę i unicestwię przestrzeń, w której Was umiejscowiłam…
mam ostatnią prośbę …
wysyłam Was do każdego znanego zakamarka tej chorej, wynaturzonej przestrzeni abyście
znalazły Tę, którą pochowałyśmy …
Szukajcie Jej wszędzie, bo czas obudzić ją z letargu…
Czas odnaleźć Tę, która nas stworzyła…
Czas oddać Jej życie, które ukradłyśmy …
Czas Ją odnaleźć…
Szukajcie…
Spadam…
w otchłań…
musze ją pojąć …
musze się ratować…
albo przyjąć prawdę..
ale ona jest nie do przyjęcia…
opcje te same…
mogę jeszcze jedno…
zakopać to w sobie…
Obrazy…
dźwięki…
zapach…
dotyk…
przeżywam to na nowo…
nie chcę tego…
a może to konieczne…
może ponowne zakopanie tego to błąd…
….
Potrzebuje pomocy…
potrzebuje prawdy…
potrzebuje słów by to nazwać…
potrzebuje ratunku…
…
brakuje mi moich konstruktów …
brakuje mi siły…
neutralności…
nienawiści…
…
Nienawiść nie wróci…
tak wybrałam, nie wrócę do tego…
konstrukty nie są dobre…
są chore i zagrażające …
muszę oprzeć się na czym innym…
…
las…
samochód…
piwnica…
strych…
dom…
…
kij…
kabel…
pasek…
…
cisza…
świst …
szum drzew…
…
ból…
gniew…
obojętność…
bezsilność…
…
nie znam metody…
może ten nowy On zna…
może to błąd …
może nie powinnam ufać…
bezsens…
…..
cisza nocnych latarni…
szelest piachu pod butami…
muzyka tętni w uszach…
jeśli jeszcze tam jesteś wzywam Cię z oddali…
jeśli coś mnie słyszy przybądź …
nie tu i teraz…
w swoim czasie…
ja jeszcze wytrzymam…
jak zawsze w ciszy…
osamotnieniu…
nie musisz wyciągać dłoni …
uchwycę się Twego spojrzenia …
Twojego dobra… jeśli je znajdę…
rozgrywa się we mnie tyle uczuć …
tak bardzo pragnę pomóc upadłym, że zapominam o sobie…
tak bardzo czuje ich ból…
nie mogę znieść ich cierpienia …
do tego stopnia że moje stało się błahe…
lecz dziś to moje cierpienie przelewa czarę goryczy…
wołam Cię w ciemności …
lecz wiem, że nikogo tam nie ma…
zawsze byłam sama …
tak wybrałam… tak musiałam wybrać…
aby ich wszystkich chronić…
dziś ciężko uwidaczniam siebie…
udaje że nie jest najgorzej…
…
parszywy kochanek… procenty…
…
może jeszcze Stwórca…
ratuj …
nie mam już siły …
trzyma mnie jedynie Twój Dar…
pomóż mi …
ehhhh
Ty nigdy nie pomagałeś…
może byłeś zbyt zajęty…
może to było mało istotne…
nie wiem…
nie umiem Cię już prosić o pomoc …
o ratunek…
ale w akcie desperacji i do Ciebie wołam…
…
ciemność zewsząd …
szukam guza …
i myśli mimowolne …
urwane filmy…
oderwana od rzeczywistości…
czy to mój wymiar szaleństwa ?
…
spójrz mi w oczy …
mów do mnie!
spokojnie lecz stanowczo…
„Zostań! Nie spadaj w otchłań! Skup się na mnie…
Zostań!”
Witaj mój drogi kochanku…
znów się spotykamy…
wszyscy już śpią…
obserwuje mój skarb i bije się z myślami …
nie możemy się widywać…
ale dziś inaczej nie mogłam…
musiałam się spotkać…
ze sobą …
a Ty, klasycznie jesteś mediatorem…
Nie wyczuwam w sobie znanych mi części…
masek…
bytów, które stworzyłam…
jestem ja i coś wewnątrz…
do czego nie mam dostępu…
i oczywiście Ty…
czuje wewnętrzne przynaglenie,
tak potężne …
służyć ma do przetrwania…
wyćwiczyłam się w tej sztuce…
niczym karaluch …
coś wewnątrz mnie woła…
nieustanne od lat…
zobojętniłam się na ten krzyk…
lecz czasem jest zbyt dojmujący…
zbyt przenikliwy…
…
koszmary…
wspomnienia…
i serce rozrywające umysł…
dziś tracę kontrolę…
zbliżam się do krawędzi…
co raz częściej i szybciej…
…
jeszcze tylko chwila…
daj mi jeszcze chwilę…
ten jeden ostatni raz …
daj mi szansę…
tym razem wygram…
tym razem tego nie spierdolę…
tym razem…
Noc mnie wezwała…
nie sposób było się bronić…
starałam się…
nie pierwszy raz…
…
gorzki smak w ustach …
myśli rozerwane w pół…
oczy wpatrzone w odbicie gładkiej tafli srebra…
…
ciekawy fenomen …
ten drobny zdawać by się mogło szczegół za szybą, tak wiele zmienia…
kiedy patrzymy przez szybę dostrzegamy ludzi …
kiedy patrzymy przez srebro …
Tylko siebie…
…
gładka tafla …
dostrzegam w niej tyle skazy…
tyle brudu…
tyle zła…
nie w szkle…
w odbiciu …
…
strach przekuty w gniew…
smutek w złość…
ból w agresje…
upadek w nienawiść…
łzy w krew…
…
tyle trudu na nic…
strach pozostał…
skrzętnie ukryty w szczegółach i drobiazgach …
niedostrzegany od lat…
a smutek?
jakie drobiazgi pozostawił?
jakie szczegóły, których nie dostrzegam…
ból?
upadek?
łzy?
…
co kryje ta spaczona głowa?
co kryje się wewnątrz meandrów tej cholernej głowy…!
…
Dostrzegam mrok, który mnie dopadł…
nienawiść dogoniła mnie szybciej niż zwykle…
koła zębate już ruszyły…
żniwiarze dusz ruszyli na żery…
koszmary na jawie a może tylko w mojej głowie…
wysysają ze mnie coś więcej niż życie …
oczy wpatrzone w nędzną kreaturę, lakę , wrak jakim się stałam…
ciało w gorączce wyrywa z otępiałego snu
tuż przed ostatnim ciosem kosy ….
chore melodie i głucha cisza …….
Szukałam tu istot …
szukałam nadziei …
lecz to miejsce przerasta mnie na ten czas …
Niczym drzazga wbita w palec…
ciągle pod skórą..
jątrzy się i wadzi …
To miejsce jest drzazgą…
wolałabym aby go nie było…
…
wyruszyłam w drogę …
i nie kończąc jej rozpoczęłam kolejną…
do zamczyska…
…
Paradoksem tej podróży jest fakt
że od początku ta podróż kierowała moje stopy waśnie tu…
do zamczyska…
każda podróż, wędrówka kieruje mnie tu …
aby zmierzyć się tym co
zapomniane…
wyparte…
odrzucone…
…
miasto snów …
dzisiaj uświadomiłam sobie
że zdobywając ten majestatyczny zamek
moje miasto legnie w gruzach…
dziwny żal …
nostalgia …
…
nigdy nie przyglądałam się podziemiom tego miejsca…
a podziemia to dżungla …
dlatego tak ciężko mi się tam odnaleźć …
bo dżungla jest idealnie pod zamczyskiem…
…
wszystkie drogi prowadzą tutaj…
najgorsze zmory i koszmary
obawiają się tylko tego miejsca…
…
moja skaza…
moja klątwa…
czarodziej…
…
To miejsce kiedyś było piękne …
pozbawione mroku i brudu…
ogród był kompatybilny z zamkiem…
połączony i otulał ten majestatyczny budynek…
mieszkał tam Ktoś inny…
ja byłam całością …
pełną uczuć i emocji …
nic poza tym miejscem nie istniało …
żadne cholerne miasto…
…
coraz częściej pamiętam siebie …
bez zniekształceń i ran…
…
byłam ciekawym młodym człowiekiem …
dobrym…
pozbawionym podstępu i skomplikowania…
prosta…
czysta…
szlachetna…
ciekaw świata i ludzi…
ufna …
dobroduszna…
pomocna…
czasem rozwydrzona tak jak dzieci
które czegoś po prostu chcą…
często uparta…
byłam dobra …
Byłam …
Już nie jestem …
rozerwałam się na strzępy aby przetrwać…
musiałam się zmienić…
…
Chciałabym aby to nie było już ważne …
ale jest …
bo właśnie przez To wszystko, ciągle jestem w podróży…
szukam siebie z tamtych lat …
szukam spokoju i sprawiedliwości …
dziś to niby nie jest mi potrzebne …
ale ciągle odczuwam brak czegoś …
czegoś w sobie i poza sobą …
…
w moich podróżach wiele się nauczyłam…
dobrych i złych rzeczy…
niektóre są mi dalej potrzebne,
ale są i te które nie przedstawiają wartości…
…
marzy mi się świat …
bez miasta …
tylko z przepięknym majestatycznym zamkiem
otoczony bujnym ogrodem
po którym przechadza się dobro …
delikatnie, szlachetnie podziwiając to co stworzył…
marzy mi się dziecko z radosnym uśmiechem
biegającym w tej przestrzeni bez lęków i obaw…
a może już nie dziecko …
lecz dojrzały dorosły człowiek …
łagodny i pewny, że to miejsce należy do Króla
pozbawionego zła i brzydoty tego świata …
…
Czas walczyć …
jestem wojownikiem i będę walczyć o to marzenie …
i nie dlatego, że życie mnie tego nauczyło
tylko dlatego bo tak właśnie trzeba …
Stoję pod domem...
Nie swoim...
Patrzę w okna....
Brak mi Odwagi...
Brak mi serca i uczuć...
...
Chce dać Ci czas na wybaczenie
Jeśli wogule kiedyś przyjdzie...
Chce dać Ci czas na zrozumienie
Jeśli wogule można to zrozumieć...
Chce dać Ci czas...
...
Mało kto wie...
Mało kto rozumie
Jesli wogule ktoś rozumie...
Kim jest dla mnie unikat...
Kim jest człowiek unikatowy...
Krystaliczny...
Jak cenny i drogi mi jest...
I pomimo moich błędów, bardzo cenie...
Bardzo mocno czuje wagę i wartość unikatów...
Mam ich szalenie mało...
Nie każdy może nim się stać...
Nie każdy nim jest...
...
Mam poczucie że skrzywdziłam i stracilam
Jeden z unikatów mojego życia...
Dalej będzie unikatem ale chyba juz tylko na odległość...
...
Patrzę w zapalone okno...
Chce wysiąść z auta i tam iść...
Zobaczyć nawet żal i złość...
Przeprosić i jakoś to naprawić...
Ale...
Nie mam już serca...
Nie mam odwagi...
Nie umiem......
popełniam wiele błędów…
znam je na wskroś…
spędzają mi sen z powiek..
od lat…
w swoim zadufaniu …
w swojej arogancji…
w swojej pysze…
przegapiłam moment,
w którym stałam się taka jak oni…
Oni…
ludzie którzy mnie zranili…
i ja zaczęłam ranić…
…
ciekawi mnie czy i „oni” czują ból…
czy i „oni” żałują…
…
Jeden błąd…
Jedna decyzja…
morze lęku …
sama nie wiem czego się bałam…
prawdy?
…
Dalej nie wiem…
może chciałam być krystaliczna
będąc uwalona po uszy…
może bałam się, że w prawdę nikt nie uwierzy,
że dopisze się większą przekłamaną historię…
może chciałam ukryć swoją naturę…
przed, która uciekam od lat …
dalej słysząc z tyłu głowy słowa…
„kurwa, dziwka, zabawka”
a może chodziło tylko o zło,
które rozgrywa się we mnie…
…
a jeśli „oni” nic nie czują?
jeśli nie mają za grosz refleksji, że kogoś krzywdzą?
zazdroszczę im…
kolejny błąd które nie umiem sobie wybaczyć…
zarówno czynu jak i kłamstw…
…
nic nie tłumaczy moich czynów i decyzji…
nic nie usprawiedliwia …
i nic nie ukoi tego bólu…
…
zawsze wiedziałam, że jestem śmieciem…
każdy rok życia potwierdza to czym jestem…
każda zła decyzja…
nawet odbicie w lustrze, od lat mi to potwierdza…
…
jak zabić żal?
jak zabić ból?
jak zabić poczucie winy?
jak zabić wszystko co jest zasłużone?
jak zabić to co jest adekwatną karą… ?
...
wszystko zasłużenie …
niszczę wszystko czego się dotknę …
każde zaufanie …
każdą niewinność…
każde dobro…
…
zmieniłam się …
…
Pijąc te procenty jedyne o czym myślę o bezsennie…
którego nie wyrażę przy nikim…
serca i uczuć nie ujrzy nikt…
ale to wszystko tam jest…
żal jak ocean wzburzony…
łzy niczym grad w moim sercu…
…
Patrzę dziś w lustro ...
pijana i zmęczona …
…
Witaj …
dawno nie gadałyśmy…
co się stało z dobrym człowiekiem?
Gdzie się podział i zagubił?
kim jest robal który stoi przede mną ?
odpowiedz!
krzyczę do Stwórcy od lat!
krzyczę do ciebie od wieków!
Kim Ty jesteś?!
bo nie człowiekiem…
robalem…
karaluchem…
przetrwasz wszystko…
i bezsensownie pójdziesz dalej…
lecz masz cechy ludzkie…
zmutowałaś…
masz refleksje …
niczym człowiek…
wiem ze tego błędu więcej nie popełnisz…
wiem, że ten błąd jest już za tobą…
bo ty nie powielasz błędów…
ale zamiast usunąć kłamstwa…
Ty pozbędziesz się bliskich…
aby mieć pewność, że Tych wyjątkowych unikatów
już nie skrzywisz…
Ci drogocenni na zawsze będą w twoim sercu…
lecz będą daleko …
bo lęk przed krzywdą będzie silniejsza…
…
Giń przepadnij robalu …
pogadamy jutro…
dziś już za dużo wypiłam…
Poznałam Ją przypadkiem…
chwilę rozmawiałyśmy …
nic wielkiego ale coś zwróciło moja uwagę…
coś w spojrzeniu…
w uśmiechu twarzy bez udziału oczu…
przynajmniej wtedy...
jakiś czas się nie widziałyśmy…
Później więcej godzin można by zliczyć jak się widziałyśmy …
spędziłyśmy szmat czasu …
nocy, dni na rozmowach, upadkach i powstaniach…
Nie zauważyłam momentu kiedy zaczęła rozjaśniać mrok...
Nie zauważyłam kiedy stała się tak bliska i drogocenna…
Nie żałuje …
jest zbyt droga temu miejscu …
To miejsce, bez Niej, w pewnym sensie nie istnieje…
To miejsce bez Niej nigdy nie zaczęło by istnieć...
…
Ostatnio siedząc i myśląc o Córce potężnego Lwa
odkryłam, że jeśli coś jej się stanie ta część dżungli
obumrze, spłonie … zniknie….
…
Dla Niej zapragnęłam po raz pierwszy być lepsza…
Widząc Ją chciałam być dobra…
dalej pragnę być lepsza, dobra …
bo to w Niej dostrzegam dobro jej Ojca…
dobro, którym Ona żyje i oddycha…
…
dała mi więcej niż zasługiwałam…
daje mi więcej niż zasługuje…
Chciałam przejść przez dżunglę
szybkoi bez bezsensownych oporów…
Nie da się …
Bo to ten mrok mnie ukształtował…
to on uczynił mnie właśnie taką…
Jestem bestią stojącą pomiędzy
dobrem a złem…
Tkwiąc w mroku, obserwując go
dostrzegam ze to właśnie on
uwrażliwił mnie nie zło…
na cierpienie i ból ludzi dookoła mnie…
kiedyś wykorzystywałam to aby celnie ranić…
bronić się i walczyć..
od czasów odbudowy i pielęgnacji
daje mi motywację do uśmiechu
wbrew radości …
i paradoksalnie ten uśmiech jest prawdziwy i szczery…
Napatrzyłam się na cierpienie …
na mrok…
zapragnęłam dawać radość…
ale nie od razu …
nie kiedy sama tkwiłam w centrum mroku…
przez lata, które trwały we mnie jak dekady…
…
Ten mrok przez haniebne i niehonorowe czyny
ukształtował kręgosłup …
dalej dostrzegam krzywizny …
ale dzisiaj patrzę na nie jako coś co można wyprostować…
Ten mrok kształtował wrażliwość…
która dalej budzi mój gniew i kojarzy się negatywnie…
jako słabość i zagrożenie…
ale dziś wiem że jest częścią mnie
szalenie ważną bo daje mi możliwość ujrzenia człowieka….
Ten mrok ukształtował osobę waleczną,
która wie kiedy złożyć broń i co jest warte walki…
…
A raczej mrok to zrodził bo ktoś inny to wydobył …
ironiczne…
zło którego celem było tylko zniszczenie
zrodził przetrwanie, siłę i coś na kształt zalążków dobra…
Czas przejść do pierwsze osoby rozjaśniającej moją dżunglę…
Przemierzam
posępny krajobraz…
odnajduję tu stare lustro…
i coś na kształt schowka…
całe ówczesne królestwo…
wydobywanie uczuć przed lustrem…
i zamykanie ich w schowku…
było jedyną „atrakcją”…
przymusem…
obowiązkiem…
kilometry pustki …
cmentarzysko uczuć i emocji…
i w tym wszystkim ja …
stworzyciel tego miejsca,
rozdarty na trzy osoby…
osaczony wspomnieniami, demonami…
…
długo trwałam w tym stanie…
lata …
osiem długich lat …
wypaczania …
deformowania…
niszczenia…
wszystkiego co ludzkie…
wszystkie co słabe…
wszystkiego …
…
I tak dochodzimy do pierwszych osadników….
widzę już Jej królestwo …
Jestem tu gdzie słyszę dalej Twój śmiech…
ta część dżungli nie jest zniszczona…
jest wypaczona…
ale wygląda nie najgorzej…
…
Tu czuje spokój…
patrzę na Twoją śpiącą twarzyczkę…
cieszę się że tak spokojnie śpisz…
cieszę się z każdego Twojego beztroskiego śmiechu…
To miejsce jest takie miłe …
…
dziś nie jesteś już dzieckiem…
ale kiedy na Ciebie patrzę dalej widzę tego dzieciaka…
…
muszę iść dalej…
mimo że od kilku dni siedzę z Tobą dzieciaku….
Jest mi tu dobrze…
wygodnie…
ale nie po to wyruszyłam w drogę…
pragnę odwiedzić wszystkich mieszkańców…
a okazuje się ze jest ich trochę więcej niż przypuszczałam…
Śpij słodko młody …
Nie mogę iść dalej…
coś mnie tu trzyma…
na tej spalonej ziemi …
przyjże się starym obrazom …
…
nie mogę dostrzec siebie…
umykam sama sobie…
ale to miejsce jest puste …
w powietrzu unosi się ciężki zapach agresji…
samotności…
nienawiści …
żądzy krwi….
…
głos w głowie bestii, czarodzieja popychał mnie w mrok…
utknęłam w nim…
dlatego nie mogę się tu odnaleźć…
bo będąc tu zarazem byłam w ciemności…
…
dalej dżungla mną kierowała ale była martwa i wypaczona…
…
nie umiem zliczyć ile żyć odebrałam…
nie umiem zliczyć ilu ludzi pogrążyłam…
zdradziłam…
zniszczyłam…
znieważyłam…
ale pamiętam każdą twarz…
oczy Tych wszystkich istnień…
one dalej we mnie mieszkają…
…
znalazłam grotę w tej pustce…
…..
jestem…
mój wygląd mnie nie dziwi…
wyglądam jak nieudany eksperyment…
zniekształcone stworzenie …
wylizujące brudne, gnijące rany…
siedząc tak blisko samej siebie czuje tylko strach…
widzę rozpacz w spojrzeniu tego wynaturzenia…
próbuję ocenić jakim zwierzęciem byłam…
ptakiem? Ssakiem? Płazem?
nie dostrzegam w sobie żadnego gatunku…
nie da się do mnie podejść bo każdy nieuważny ruch powoduje atak…
jak mogą żyć z takimi obrażeniami…
co jakiś czas narażając się na to, że bestia mnie wywęszy…
bo zawsze znajdowała mnie w moich kryjówkach podświadomości…
zawsze potwór potrafił mnie zranić…
niezależnie gdzie się schowałam…
…
Chyba nie doceniłam wagi tego miejsca…
tego czasu…
jak duży wpływ miał na mnie…
nie zadbałam o to stworzenie …
pozwoliłam mu stać się dzikim, agresywnym i ciągle umierającym…
…
byłam stworzeniem i czasem dalej nim jestem
który jest bezwzględny i okrutny …
nie dla zabawy i przyjemności…
tylko ze strachu …
….
słyszę śmiech Ludzkiego Szczenięcia …
już idę! Wiem gdzie jesteś……..
Dochodzę do granicy zgliszcz….
Dżungla nigdy w pełni nie wyrosła…
została spalona… ...
ale od początku…
kolorowa papuga …
lubiłam ją …
dzisiaj uważam, że ona mnie nienawidzi…
chyba wie co się stało…
albo podejrzewa…
nie wiem …
ale nie trawi mnie…
mimo że stara się udawać że tak nie jest…
a może tego po prostu nie chce…
…
bestia…
kiedyś przed tym wszystkim, widziałam go inaczej…
wpisała bym go w inny gatunek…
dziś wiem, że jest drapieżnikiem…
niszczycielem…
pokrakiem…
bestią…
z tych, które nie polują bo muszą…
on robi to z przyjemności …
zabija i pożera bo to lubi…
łamie prawa natury…
czarodziej…
bestia…
…
Spalił dżunglę …
…
widzę go dalej przed oczami…
są sytuacje gdy mimowolnie o nim myślę…
nie chce tego …
ale dzieje się to poza mną…
tak jak w tamtych czasach…
zdarzeniach…
z czasem nauczyłam się być tylko obserwatorem…
jak gdybym wyszła z ciała i widziała wszystko z boku…
…
Stoję dziś naprzeciw Ciebie bestio…
lecz ta podróż Ciebie nie dotyczy…
było minęło…
Kiedyś odważę się Ciebie upolować…
…
zgliszcza i fragmenty spalonych miejsc …
ku mojemu zdziwieniu dostrzegam
że tu Dżungla dzieli się na trzy części…
…
No tak …
Cień, Ponura, Rita…
każda część inaczej odbudowana…
aby opisać to co widzę w Dżungli…
To trzy nieudolne budowle …
Pierwsza przypomną leże obsypane kośćmi …
Drugie zarośnięta drewniana chatę …
stereotypowe miejsce artysty …
pośród dżungli…
Trzecia… Kameleon wtapiający się w tło…
ruiny pokryte lustrami innych ludzi…
zapamiętałych odbić ludzkich twarzy, zachowań … ….
Spuścizna pozostawiona po Bestii….
Jego dziedzictwo …
Zgliszcza i rozdarcie na trzy części …
chaotyczne i różne od siebie…
mające jeden cel…
odbudować i ukryć to co zniszczone…
Nie udało im się…
wypaczyły tę przestrzeń …
Ale ukryły mnie dość skutecznie…
W trumnie kłamstw i obłudy…
a bestia… pokrak…
wniknął w mój umysł i pozostała tam …
niszcząc moimi rękoma wszystko co później dotknęłam…
to już nie była choroba…
zaczęłam zabijać dotykiem…
….
Robi się skomplikowanie …
Ale muszę iść dalej …
Szukam Tygrysa…
szukam przyczyny….
szukam skutków…
szukam…………………
Jestem na wzniesieniu ….
początek owego wzniesienia dalej jest we mgle…
ale słyszę szczebiot papugi i odgłosy goryla…
Stworzyli tę przestrzeń…
Dom…
tu również niewiele pamiętam…
byłam zbyt mała…
ale pamiętam strach…
że i ich stracę…
wiec robiłam wszystko czego pragnęli…
niemal czytałam im w myślach aby tylko spełnić ich oczekiwania…
aby i Oni mnie nie zostawili…
…
Bardzo miło wspominam gołębicę …
czuła, dobra, zawsze radosna …
wspominam jak zrobiłam przykrość gołębicy …
dziwne … mniej pamiętam jej uśmiech …
ale ten zawód wbił mi się najmocniej w pamięć…
Co do Kormorana to był poważny ale bardzo dobry …
pamiętam wspólne ryby…
i Jego szczery uśmiech…
…
wracając do Papugi i Goryla…
Z biegiem lat doszłam do takiej perfekcji, w spełnianiu oczekiwań, że zatraciłam
swoje pragnienia…
Ich pragnienia, myśli i zadowolenie z mojej osoby
stało się sensem życia…
do czasu… pierwszego zawodu…
…
Ubierałam się tak jak chcieli…
mówiłam i zachowywałam się tak jak oczekiwali…
Pokochałam ich …
miłością, która zacementowała tę przestrzeń…
nie miałam nikogo prócz Nich …
moje małe stado…
…
Obserwuje drzewa i liście…
to o czym nie miałam pojęcia, to fakt że dżungla jest chora…
dopiero teraz dostrzegam jak martwica
przedziera się za moimi krokami z doliny…
każdy krok w nowej przestrzeni zostawia wypalone ślady moich stup…
każda rzecz jaką dotykam powoduje jej chorobę…
…
To miejsce budzi tyle samo dobrych odczuć jak i złych…
to Oni mnie ukształtowali …
szkoda, że nie widzieli moich pierwszych kroków…
szkoda, że nie słyszeli moich pierwszych słów…
…
ale byli przy mnie …
dali mi dom…
dali mi wszystko to co potrafili dać…
doceniam to …
I zawsze będę lojalna wobec Nich…
Zawsze będą najważniejsi…
…
Wzgórze jest bazą wypadową…
Tu zaczyna się szlak, bo z tego miejsca
widzę już spalone połacie dżungli …
i słyszę mruk bestii z oddali…
Nie chce tam iść…
A z drugiej strony wiem, że to nieuniknione………..
Jestem w wąwozie pokrytym mgłą…
słyszę z oddali cichy dźwięki…
gniewu, płaczu, krzyku…
i ten dziwny posmak mleka…
to jedyne co pamiętam…
a raczej nie pamiętam …
to stare sny, które są mi obce …
od dziecka jedyne co pamiętam
to poczucie straty…
…
Straciłam Kukułkę …
zostałam porzucana przez Kukułkę…
dlatego ta część dżungli jest mi nie znana …
spłonęła zanim zdążyła wyrosnąć…
spłonęła zanim zdążyła się ukształtować…
spłonęła zanim zdążyła się zakorzenić…
…
Dziś na tę część serca patrzę z większym zrozumieniem…
pomimo tego, że tak długo wypierałam istnienie tej części…
a jeszcze bardziej nie do przyjęcia było, że jest zniszczona…
…
Z opowieści siostry…
Z wniosków jakie wyciągam,
będąc tam gdzie spędziłam pierwsze miesiące życia…
badając grunt, już jako pozornie dorosły człowiek …
mam wnioski …
Strach, odrzucenie i nauka spalania jakieś części dżungli
towarzyszy mi od pierwszych lat mojego życia…
a może nawet miesięcy….
…
Lecz Kukuła mimo wszystko przetrwała…
zaskakujące…
nie czułam nic widząc Ją po raz pierwszy po tylu latach…
nie czułam nic gdy usłyszałam Jej głos po tylu latach…
nie czułam nic gdy Ją przytuliłam po tylu latach…
czy to źle?
czy może mgła i zgliszcza tak bardzo ukryły ją we mnie?
w bezmiarze dżungli…
…
Dziś z dystansem przyglądam się latającemu ptakowi po gałęziach…
mam wrażenie, że czegoś szuka w tej mgle…
Jej „śpiew” jest przejmujący… przepełniony bólem i żałością…
a może to mój śpiew…
może i ja jestem Kukułką…
…
Nie wiem jakim zwierzęciem jestem w tej przestrzeni…
Czy bestią …
czy kukułką…
czy jeszcze czymś innym…
…
mam dość tej mgły i rozpaczy jaka unosi się w powietrzu…
odwiedzę kolejnych mieszkańców…
Tylko którędy teraz?
Nigdy nie byłamw miejscu
takim ja to…
pełno nieznanych mi tu zakamarków…
nie do końca umiem umiejscowić, to miejsce w sobie…
bo czasem jest mną, całą, bez reszty…
a czasem jak gdyby w ogóle nie istniało…
…
Wiem kto pokazał mi to miejsce…
Szlachetny, dumny, piękny Tygrys…
…
Lecz wiem, że istniało jeszcze długo przed Tygrysem…
I paradoksalnie Tygrys nie jest starym mieszkańcem…
Jest najmłodszym mieszkańcem ale jest dość kluczowy
dla tego miejsca, bo przed Nim
nie wiedziałam o istnieniu tego szlachetnego lasu…
…
Co do mieszańców…
Pierwszym mieszańcem była kukułka…
Kolejnymi Goryl i Papuga…
Gołębica, Kormoran, kolejna kolorowa papuga…
i zwierzę z gatunku nie znane … drapieżne i niebezpieczne…
przypomina żabę drzewołazowatą…
przypomina również kameleona….
lecz jest wielki niczym niedźwiedź…
i niebezpieczniejszy niż mamba…
w skrócie jest podstępnym wężem…
I tu przez lata nie było nowych mieszkańców …
bo myślałam że bestia do reszty spaliła dżunglę…
…
W zgliszczach pojawiło się kilku nowych mieszkańców…
ludzkie szczenię …
które nieświadomie uratowało tę przestrzeń …
Później w zgliszczach zamieszkała tu córa Lwa…
Następnie Kruk, szlachetny, dobry, który przez kilka lat starannie sprzątał
zgliszcza…
porządkował, zasadzał nowe rośliny…
Uczył mnie opieki nad tym miejscem…
lecz robił to na tyle mądrze, że to miejsce dalej było przede mną
ukryte…
I dobrze, nie zaakceptowałabym tego miejsca w tamtym czasie…
…
I najnowszy mieszkaniec…
Tygrys…
Który wprowadził mnie jak do siebie …
…
Gałęzie i pnącza uniemożliwiające swobodne poruszanie…
narastająca cisza świata i narastające odgłosy dżungli…
świergot ptaków, szum drzew, trzaski gałęzi…
temperatura wysoka i uciążliwa…
przedzieram się przez gęstwinę z lornetką…
poszukuje pierwszego mieszkańca…
Kukułki…
Dziś znowu o Tobie myślę….
Dziś znowu za Tobą tęsknie…
Dziś znowu ….
…
Głupcem uczynił mnie świat…
a może to tylko serce…
…
W marzeniach jestem z Tobą…
A raczej jak zawsze obok Ciebie…
bo chcę i nie chcę z Tobą być…
…
Coś dziś do mnie krzyczy…
Zastanawiam się czy to właśnie nie Ty…
…
Rozważam kolejną wyprawę w głąb siebie…
Nie po to, aby Ciebie, Tygrysie odnaleźć…
Szukam siebie, którą oddałam Ci na pożarcie…
…
Noc…
ona nie wybacza błędów…
jest jak sumienie…
ciągle analizuje i przedstawia swe wyroki…
przypomina i wytyka…
moja noc nie wytyka mi teraźniejszości…
to wytyka mi sumienie…
noc wskazuje mi na przeszłość…
odbiera sen i przyjemność snów…
nie lubię nocy…
zbyt długo ukrywam się w jej mroku…
ostatnio chodzi mi po głowie wyjawienie mojego mroku…
ale wiem,
że nikt by tego nie uszanował…
że nikt by tego nie zrozumiał…
i że do póki czarodziej żyje…
jeśli istnieje jedna setna procenta, że on się domyśli…
nie wiem nawet jak, ale że jakoś się zorientuje…
wówczas odbierze mi wszystko…
sama nie wiem co może mi jeszcze odebrać…
odebrał mi rodzinę, życie i człowieczeństwo…
odebrał uczucia i uczynił ze mnie przedmiot…
….
stary znajomy zwracał mi uwagę na konsekwencje…
domyślał się od początku,
lecz nigdy nie nazwał tego po imieniu…
nie on jeden nie nazwa tego po imieniu…
ja też nie umiem…
…
Dzieciaki myślą, że życie jest łatwe i beztroskie…
chyba nigdy nie byłam dzieciakiem…
wizualnie, intelektualnie tak…
dalej nim jestem…
niedojrzałym bachorem…
lecz podejście do życia mam przestarzałe…
chyba dlatego dogaduje się z dorosłymi ludźmi…
bo pomimo metryki, też wiem do czego są zdolni ludzie…
…
dziś toczę kolejne negocjacje ze swoim kochankiem…
błagam go żeby odszedł…
aby mi już odpuścił…
zauważam już drżenie rąk…
udaje, że go nie ma i że to niedobór magnezu…
tłumacze sobie te zachowania organizmu…
…
ulice nieustanie wzywają mnie do spaceru…
lecz wiem, że to nie będzie tylko spacer…
wiem jak to się skończy…
znam każdą miejscówkę gdzie znajdę guza…
niektórzy mówią żebym się popłakała i mi minie…
nieświadomi naiwniacy…
gdybym uwierzyła, że płacz rozwiąże te problemy
stała bym się słabym elementem, łatwym do opanowania…
a ja nie mogę pozwolić sobie na tę słabość…
jak i od lat nie mogę pozwolić sobie na ludzi bliskich, bo on ich zniszczy…
zniszczył we mnie wszystko co kochałam…
oprócz jednego…
……..
noc nie daje mi spokoju…
dręczy i krzyczy do mojego wnętrza…
gdybym mogła i cofnęłabym się w czasie…
dziś bym zaryzykowała utratę wszystkiego
na innych warunkach…
dziś bym wyraziła zgodę
na odwieczne spojrzenie, jak na ofiarę…
…
kochanek bełkocze,
bo gdyby tak było szybko bym to
załatwiła…
takie sprawy nigdy nie ulegają przeterminowaniu…
oto konsekwencja mojej decyzji…
to co musze nieść pomimo braku sił…
w milczeniu i osamotnieniu…
nikt nie może tego za mnie dźwigać…
i mimo, że przy podejmowaniu decyzji
tego nie wiedziałam…
to dziś już wiem i będę to gówno nosić…
pomimo krzyku nocy…
pomimo kochankowi, który też od lat uważa to za głupotę…
lecz dalej mnie zwodzi, aby w końcu w pierdzielić mnie do grobu…
jest jeszcze mój ex, który wraca w moich myślach…
i nęci mnie do znalezienia jakiegoś dilera…
i chyba on zaczyna niepokoić mnie najbardziej………